ostatnio kupiłem do paprochówki kołowrotek Robinsona o przełożeniu 7,1-1,jest świetnie spasowany i chodzi jak masełko.Tak mi się spodobał,że zaraz zamówiłem dwa następne-2000 i 4000.nie liczę na wielką ich trwałość,ale za trzy zapłaciłem...380 zł.Te dwa mniejsze wypróbuję na pstrągach,oczywiście łowiąc na bezoporowe streamery spinningowe.Moim zdaniem coraz bardziej zaciera się granica między tym,co markowe/firmowe/,a tym co określa się mianem " no name". To i to 'made in China",czy inny skośnooki kraj.Jak się sprawdzą-zobaczymy,na pewno opiszę.ps wielokrotnie pisałem na tym forum o młynkach firmowych/Ryobi,Penn,Daiwa czy Shimano jakie katuję od lat.Powstaje pytanie-czy za 500zł lepiej mieć jeden kołowrotek dobry,czy cztery niezłe?Przemyśl i taką opcję.Aha,i masz wtedy...7 szpul na wymianę.Pozdrawiam.