Opiszę moje doświadczenia z łowieniem troci na małe przynęty.
Na początku sezonu wybrałem się na kelty z typowym zestawem przynęt w którym dominowały 6 centymetrowe głęboko schodzące woblery oraz ciężkie trociowe wahadła. Po około 3 godzinach bezowocnego obławiania, tracąc nadzieje na branie wygrzebałem z dna pudełka 2,5 centymetrową cykadę na którą łowie latem niewielkie okonie. W pierwszym rzucie w miejscu w którym wykonałem kilkadziesiąt rzutów klasycznymi trociowymi przynętami, wziął mi dorodny (ok 65 cm) kelt. Po kilku chwilach odpiął się z mikrokotwiczki. Popatrzyłem na kotwicę której haki oceniłem na nie większe niż numer 14 i zastąpiłem cykadę 3,5 centymetrową ważącą 6 gram pstrągowo - okoniową wahadłóweczką. Przeszedłem na kolejną miejscówkę którą wcześniej solidnie obławiałem większymi agresywnymi przynętami i którą podobnymi "dużymi" "oczojebami" obłowiło kilkunastu wędkarzy. Rzucam tą malutką wahadłówkę pod prąd i prowadzę szybko i płytko z nurtem a gdy blaszka zbliża się do brzegu dostrzegam płynącego za nią ok 45 centymetrowego kelcika, który jak na złość nie decyduje się na atak. Stoi przy brzegu a gdy próbuje podsunąć mu pod nos przynętę ucieka w nurt. Wykonuje kolejny rzut pod prąd. Po kilku obrotach korbką branie a po chwili na brzegu ląduje 75 centymetrowa samiczka. Wahadełko ma głęboko w przełyku. Dosłownie zassała przynętę z zamiarem jej konsumpcji. Następnego dnia scenariusz się powtarza, obławiam solidnie miejscówkę przeciążoną miedzianą obrotówką typu long nr 3 bez rezultatu... po założeniu 3,5 cm wahadłóweczki mocne branie które niestety kończy się wypięciem ok 50 cm kelta tuż pod nogami. Mogę podejrzewać, że spięcia ryb nastąpiły z powodu zbyt sztywnego wędziska i zbyt małych kotwic druciaków. W najbliższym sezonie o ile nie nadejdzie siarczysty mróz z pewnością poeksperymentuje z delikatnym zestawem i małymi przynętami.