Sprawa jest banalna,
gdybym był pracownikiem Starostwa Powiatowego wydawałbym każdemu uzytkownikowi piętrzenia pozwolenie wodnoprawne pod warunkiem wybudowania przepławki.
(Pytanie jak długo taki gość jak ja by popracował w Wydziale Środowiska z takim proekologicznym nastawieniem
)
Aktualne pozwolenia cofnąłbym na podstawie groźby nieosiągnięcia dobrego stanu środowiska w myśl Prawa Wodnego i Ramowej Dyrektywy Wodnej.
Chcecie piętrzyć, korzystać - musicie zbudować przepławki. Proste. Tak na to spojrzy każdy rozsądny, myślący zdrowo, matematycznie biały człowiek.
Ale urzędnik myśli tak. Po co mi problemy, nie będę cofał pozwolenia ani wydawał go pod warunkiem, bo ten prywaciarz weźmie prawnika i mnie będą nękać pismami, a ja zamiast spokoju i porannej kawy przy Wyborczej będę musiał pracować. A potem jeszcze mnie opierdzieli Starosta, że zniechęcam wyborców, może nawet zwolni.
Urzędnik to jest takie zwierzę, które uciekając w dziczy przed drapieżnikiem zawsze wybierze drogę bez krzaków, zawad, najlepiej z górki. Po co się wpisnać, przedzierać przez krzaki i ryzykować pożarcie? No po co?