Adam, jak masz w domu dostęp do LEXA, to poszukaj w aktach wykonawczych do nowej ustawy o rybołówstwie morskim.
Teoretycznie rzecz biorąc w opisanej przez Ciebie sytuacji zachodzi prawdopodobieństwo paserstwa (umyślnego bądź nieumyślnego - zależy od konkretnego przypadku). Policja powinna więc zareagować. Ale sam na pewno wiesz, jakie są szanse udowodnienia tego. Rozróżnienie gatunku to akurat najmniejszy problem. Powoła się ichtiologa jako biegłego i po kłopocie. Większy problem to udowodnić, że sprzedawana ryba pochodzi z czynu zabronionego. Po łańcuszku kontrahentów, po wystawionych fakturach można dotrzeć do rybaka, który złowił rybę. Rybak zawsze może powiedzieć, że rybę złowił poza obrębem tych iluś tam mil morskich od brzegu. Chociaż z drugiej strony na pewno ma obowiązek prowadzić jakiś rejestr, dziennik połowów, albo może się okazać, że dany rybak w ogóle nie dysponuje sprzętem pozwalającym na złowienie troci czy łososia na pełnym morzu. Także mimo iż byłoby to trudne (a przede wszystkim organom ścigania musiałoby się chcieć) istnieją szanse na wykazanie ewentualnego nielegalnego pochodzenia ryb. Chyba że ryby rzeczywiście zostały kupione od kłusoli i nie ma faktury. Wtedy handlowiec istotnie może mieć problem.
Zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia czynu zabronionego zawsze możesz złożyć. Co Ci szkodzi...