Nie wiem jak Wy, ale ja widocznie w tym roku byłem nad inną Słupią. Szczególnie jesienią, gdy przez kilka dni ganiałem po rzece i ostatecznie nie zaliczyłem kontaktu z trocią. Wydaje mi się, że dno w tym roku było wyjątkowo wyrównane - brak wyższych stanów wody?
Jeszcze doszedłem do takiej konstatacji, że nie potrafię znaleźć miejsc, gdzie byłyby lipienie w Słupi. Biegałem z muchówką i w dolnym jej biegu i w górnym i niestety na zero. Owszem, udało mi się złowić na górze dwa ładne pstrągi, które mam nadzieję nadal pływają, ale lipienie widziałem jedynie takie po 6-10 cm i to w dość licznych stadach (zarybienie?). Za to mogłem poobserwować wędkarzy - specjalistów od "wypuszczanki". Sam tak lubiłem łowić klenie i płocie na nizinnej rzece, ale tutaj? Wiem, dopuszczone regulaminem PZW, tylko żal, że te nieliczne lipienie jak nadzieją się na hak od razu dostają w łeb (widziałem). Jaką mamy możliwość podania rybom muszek, gdy taki gość całą 30m rynnę obrabia z jej wlewu na całej długości? Mało tego, co jakiś czas sięga do kieszeni po jakieś żółte ziarenka (z daleka widziałem) i podsypuje. Serek? Pęczak? Kukurydza na pewno nie, bo za małe. Irytująca dla mnie okazała się krótka rozmowa jaką odbyłem z młodym mężczyzną, który mnie zaczepił na drodze. Powiedział, że w Słupi jeszcze jest lipień, ale tylko bardzo lokalnie, ale są osoby, potrafiące się do nich dobrać. Ma takiego kolegę, ale on je łowi, bo ZBIERA IKRĘ. Po co mu ta ikra? Na krakersa? Pod szampana? Chyba jednak nie... Co ciekawe w dopływach Słupi, w jej płytszych odcinkach było wiele ryb, tyle, że mniejszych (takich do 35 cm).
Pozdrawiam,
Zet.