Jaruzelski zabłądził w górach. Stoi na przecince i widzi jedzie góral i na wozie wiezie dłużyce.
- Przepraszam, podwiezie mnie pan do miasteczka? - pyta generał.
- A cymu ni, siadejcie panocku tam na końcu pieńków. - odpowiada góral.
Dojechali do miasteczka, Jaruzelski dziękuje góralowi i pyta:
- A dlaczego miałem usiąść na końcu, a nie z wami na koźle?
- A bo panocku, przepisy mówiom, że jak sie wiezie taki długi ładunek, to na końcu musi być cerwona szmata.
- Przepraszam, nie wie pan, co to za straszydło?
- To moja żona.
- Och, przepraszam, popełniłem straszne głupstwo.
- Nie, to ja popełniłem straszne głupstwo.