Arturze,
Problem polega na tym, że instytucje państwowe posiadają identyczne widełki płacowe dla najlepszych jak i przeciętnych absolwentów. Zwykle nie ma możliwości negocjacji płac z dyrektorem jakiejś placówki, bo ten dyrektor nie otrzymał takich narzędzi prawnych od właściwego ministra. Absolwent, który ma świadomość, że jest dwa razy lepszy niż jego konkurent z roku nie będzie mieszkał z mamusią przez kolejne 5 lat, tylko dlatego, że ów instytucja ma sztywne i beznadziejne widełki płac.
W prywatnej firmie programistycznej jak udowodnisz swoją wartość pracy, możesz zarobić na początek zarówno 1500 zł jak i 6000 netto. Jeśli państwowe instytucje nie zastosują pewnych prostych i oczywistych rozwiązań z sektora prywatnego, to najlepsi nigdy nie będą wzmacniać potencjału naszego kraju, tylko krajów innych. Kraje zachodnie robią w tym względzie odwrotnie niż Polska, wyszukują najlepszych z całego świata, by pracowali dla nich.
Stosując głupie bodźce ekonomiczne, mamy instytucje właśnie takie o jakie się domagamy. Z 500 000 przeciętnych urzędników i graczy pasjansa, możnaby zrobić stu tysięczną armię najlepszych, z większymi zarobkami i z większymi różnicami w zarobkach. Inaczej nie będzie żadnego bodźca do rozwoju.
St. Croix jest droższy niż Jaxon, gdyby ktoś zarządził równość cen w dół, wędki St. Croix zniknęłyby z polskiego rynku. Władza musi zrozumieć, że lepiej jest mieć mniej lepszej jakości, niż więcej gorszej jakości.
Zgodnie z tą filozofią, ostatnio kupuję do domu kiełbasę za 24 zł / kg zamiast parówek za 6 zł l kg. Ogłosiłem swojej rodzinie, że zamiast dwóch parówek na śniadanie, będziemy jeść 10 cm prawdziwej kiełbasy. Do tego warzywa, chleb razowy i masło. Obliczyłem, że najadam się tak samo jedząc mniej. Jest to zrozumiałe, gdyż w parówce jest 20% mięsa, a reszta to zmielone ozory, skóry i wypełniacze. Jedząc chleb z błonnikiem, najadam się 2 kromkami, a nie 4. Na jedzenie wydaję tyle samo co wcześniej. Podałem to jako przykład, że lepiej nie zawsze znaczy drożej. A biorąc pod uwagę, że jedząc lepiej, będę mniej wydawał na choroby cywilizacyjne związane z niedoborami pokarmowymi żywności przemysłowej, jest to rozwiązanie tańsze.
My też jako naród zapłacimy wysoką cenę za dużą ilość kiepskich urzędników. Nie stać nas na pół miliona przeciętniaków, stać nas natomiast na 100 000 najlepszych, zarabiających znacznie więcej. To nam się opłaci.
Urzędnik musi mieć wiedzę, prestiż i pieniadze. A tak mamy w sektorze publicznym armię biedaków. Oddajmy ich zachodowi, ale perełek nie oddawajmy nigdy, bo to się na nas zemści.