Historyjka wymaga głębszego wprowadzenia. Połowa lat osiemdziesiątych. Spinningujemy w trójkę poniżej zapory w Dębe. Niedaleko siatki, od której wolno było łowić, słychać samochód. Patrzymy, klient bogatszy, zajechał maluchem. Z samochodu wytacza się pani postury Horpyny. Za nią wyskakuje dziamgający na wszystko dookoła jamnik. Pan z bagażnika na dachu zaczyna ściągać toboły pani zaś czyści szmatką kółka, które ku jej wyraźnemu oburzeniu w błotku się uwalały. Obserwujemy co się dzieje. Pan rozstawia stolik turystyczny, dwa krzesełka. Na stół radiomagnetofon i już po wodzie niesie się radosna muzyczka. My machamy dalej ale siłą rzeczy patrzymy bo pan wyciąga wędkę. Ważna informacja, maluszek w kolorze jebutnie czerwonym. Pan wyciąga z pokrowca spinning Abu (akurat dostępny w peweksie) nie pamiętam modelu ale czerwony. Do tego z pudełka nówkę Cardinala 554 oczywiście również czerwony (17 $ w peweksie - miałem, straszny szrot). Troszkę grzebie w torbie i ku naszemu zaskoczeniu dowiązuje błystkę. Bez problemu rozpoznajemy że to mniejsza Wydra robiona przez "Suma". Pani w tym czasie rozstawia na stole wałówkę, jakieś termosiki, słoiczki itd. Pan zaś idzie w kierunku wody. Rzut błystką i czeka. Napina żyłkę, wędkę w pionie wtyka między kamienie, a na szczytową przelotkę zakłada dzwoneczek. Stoimy w szoku... Po piętnastu minutach pan zwija wszystko, przerzuca i znów w kamienie i dzwoneczek. Kolega wytrzymuje jeszcze z piętnaście minut i w końcu mówi, że idzie żeby facetowi wytłumaczyć. Idziemy z nim. Kolega grzecznie się wita i zaczyna tłumaczyć że błystka, że spinning, że to nie tak jak facet robi. W ten sposób ryby nie złapie. Pan patrzy się wzrokiem mówiącym mniej więcej: a co ty mi tu p...dolisz. Podchodzi do wędki, jeden obrót korbką i widzimy że coś ma. Gość w szoku. Na kołowrotku żyłka na oko 0,30 więc sandaczyk około 3 kg wyjeżdża z wody ślizgiem. Pani piszczy z radości że taka ryba. Pan patrzy na nas z wyższością i mówi - no jak tak się nie łowi? Ręce nam opadają. Pan zarzuca znów spinning, zakłada dzwoneczek i dopiero zajmuje się sandaczem którego oczywiście pozbawia życia. Siada w fotelu koło małżonki. Jak odchodzimy słyszymy jak mówi do niej o nas: kupa sprzętu nic talentu...