Zasmucają wieści o setkach spinningistów, a właściwie szarpakowców, na plażach. No i jeszcze te flaki na brzegu... Brr. U nas było jednak w miarę luźno (nawet w Międzyzdrojach).
Co do sprzętu - nie przesadzajcie z klasą wędziska, bo sobie zepsujecie przyjemność. Kij w klasie 7-8 do belon to coś jak potrójna prezerwatywa. Ja wiem, że niby wiatry & zaparcia & so on. Ale nie demonizujmy wiatrów. Lżejszy sznur jest też cieńszy, kumacie? Stawia mniejszy opór. Ja łowiłem belony czwórką, sznur był intermedium clear (w istocie wolnotonący RIO z przedłużoną głowicą WF (12 m) - i to było to. Wiało momentami całkiem konkretnie, i dawałem radę. Ja tym rzucę i małego zonkerka, frytę z cieńkiego mylaru 5-6 cm. Wprzekonaniu o słuszności mojego podejścia ("takie jest moje zdanie, z którym zgadzam" - cyt. z kolegi
utwierdził mnie Seba, który łowił w Norwegii makrele kijem #6 i narzekał, że jednak był za ciężki.
MOJE doświadczenie jest takie, że jak się nie da rzucić moim sznurem RIO w klasie 4, to w ogóle lepiej sobie darować muchę, bo będzie mordęga. Nawet, jeśli ta głowica jakoś tam poleci... Zresztą głowica doczepiana do runningu to trochę jak kolejny condom. Jeśli liczy się przyjemność, to ja w takiej sytuacji wybiorę spinning, albo wycofam się na Zalew kamieński, gdzie pewnie belony nie uświadczę - ale może być przyjemnie. Różne ryby biorą na muchę. Robię ostatnio malutkie damsele, całe z oliwkowego piżmaka, będzie z nich pociecha na stojącej wodzie