Jerzy Kowalski napisał:
Dobry opis, ale odnoszący się do masowego łowienia ... jak widać - samo "no kill" ma ograniczone znaczenie, rozwiązujac jedne problemy, generuje inne ... dlatego ani nie jest panaceum, ani jednym czy jedynym rozwiązaniem - samo nie wystarcza do poprawienia stanu łowisk ...
"No kill" też wywołuje śmiertelność, większą niż naturalna ... zwłaszcza w warunkach intensywnej eksploatacji przez prawie cały rok ...
Szanowny panie Jerzy.
Szkoda że tak późno zaczyna pan ,,dotykać'' podstawowych kwestii wokół problemu no kill-owania. Z cała świadomością piszę problemu.
Otóż dla większości ( o ile nie wszystkich ) walczących no kill-erów , to co pan napisał jest kłamstwem. Nie przyjmują tego do wiadomości. Wręcz są przekonani o 100%-ej przeżywalności.
Cytat ? Proszę bardzo.
Rózgaś pisze:
Gdyby większość ryb lądowała w wodzie a nie w koszykach, możnaby zauważyć, że wypuszczane ryby rosną i mają się dobrze. Wystarczy odrobina chęci i ryby przeżywają w 100%, POD CZYM SIĘ PODPISUJĘ!
Przypomnę tylko przykład , jak jeden ze sztandarowych piewców no kill na forach wędkarskich. Opisywał wyczyn kolegów ( zawsze wtedy są to koledzy), którzy w ciągu jednego dnia uśmiercili kilkanaście pstrągów 40+ . A mieli to być dobrzy no kill-owcy, postępujący ściśle według zasad dobrze rozumianego C&R.
Natomiast w porównaniu z łowiskami, z których masowo zabiera się ryby, róznica jest i skutek inny ... są ryby ... nawet jeśli trudniej je złowić ...
Wystarczy kilka zapisów w przepisach by nie można było masowo wybierać ryb. To na prawdę nic trudnego.
Drugą kwestia o której wspomnę , o czym zresztą pan pisał . To rozróżnienie no kill od C&R. Obaj wiemy i znamy różnice. Niestety ta kwestia dla ..walczących '' no kill-erów już taka nie jest. Dla nich te pojęcia są tożsame .
Dlatego rozmowa z takimi ludźmi jest jak przysłowiowe ,,jedzenie z usmarkanym''.
To tak w kwestii wyjaśnienia .
pozdrawiam serdecznie.
Robert