Nie chciałbym wyjść na pesymistę ale coraz bardziej obawiam się, że czegokolwiek by teraz nie robić, to będzie to po pierwsze za mało, po drugie za późno. Nad wieloma rzeczami min. nad budową przepławek i w ogóle gospodarowaniem wodami należało zastanawiać się wówczas gdy pływały w nich zdrowe, rodzime ryby i to w ilościach większych od śladowych. Niestety w chwili obecnej, przynajmniej na ,,moim" podwórku życia w dorzeczu zaczyna być tyle co w cmentarnej kostnicy.I nie chodzi już nawet o okazałe trocie czy podrośnięte potokowce. Najpierw wieloletnie PRL-owskie melioracje, które doprowadziły do wyprostowania koryta rzeki i ,,skrócenia" jej o dobre kilkanaście kilometrów, później przegradzanie jej dopływów, zwłaszcza już w wolnej RP głównie na potrzeby szczególnie szkodliwych hodowli doprowadziły do zniszczenia tarlisk i zaniku rodzimej populacji ryb. Iluzoryczna wiara, że sprawę załatwi coroczne dostarczanie użytkownikowi rybackiemu przez hodowcę, w formie rekompensaty za zniszczone tarliska, iluś tam tysięcy pstrągów niewiadomego pochodzenia doskonale wpisuje się w model zarządzania wodami made in Poland. Pozdrawiam