Witam wszystkich, chciałbym opisać poniżej historię, która właśnie nabrała biegu, jaki będzie jej koniec – nie wiem, mam tylko nadzieję, że nie będzie to kolejna walka z wiatrakami?
… jest w mojej okolicy w woj. Lubuskim mała pstrągowa rzeczka, płynąca przeważnie przez lasy, bagniska i mokradła, trudno dostępna, zakrzaczona. Jest ostoją dzikości i spokoju… Jako, że jestem początkującym pstrągarzem, to i moje efekty spinningowe na tym akwenie są raczej mizerne, jednak czuję w tej rzeczce ogromny potencjał, nie raz od starych wyjadaczy słyszałem o pięknych kabanach w niej złapanych. Dodatkowym atutem tego ciurka (chociaż ma on statut wody górskiej), jest fakt, iż jest on mało znany przez innych braci po kiju, przez to nigdy nie martwiłem się o to, że ktoś inny depcze po mich ścieżkach – po prostu jak w raju.
Jak wszyscy pstrągarze, zacząłem tej jesieni kompletować sprzęt na przyszły sezon, obmyślać strategie i miejscówki. Podniecenie moje i niecierpliwość rośnie z każdym dniem, bo do stycznia coraz bliżej, a nadzieje potęguje wysoki stan wody.
Jednak drodzy koledzy, dosłownie przed wczoraj, dosłownie doznałem szoku i, aż kipi we mnie po tym co usłyszałem. … Byłem u znajomego, w międzyczasie wpadł jeszcze jego kumpel i zaczął podpytywać czy ojciec mojego znajomego, który jest elektrykiem, mógłby skonstruować agregat, bo właśnie jest okres tarła pstrągów i można je łatwo złapać. Dodał jeszcze, że był kilka dni wcześniej z innym kłusolem na strumyku wpływającym do „mojej rzeczki”, bo tamten ma tam postawioną siatkę 24/h i codziennie sprawdza tylko co weszło, dodał, że weszły 2 ale nie za duże. Jak się okazało proceder ten to już coroczny rytuał u tego kłusola. Udając zainteresowanego wypytałem o który strumyk chodzi, i jak się okazało jest to ten, o którym zawsze myślałem, że jest on idealnym tarliskiem pstrągów. Tak więc Panowie mój sen o moim eldorado prysł jak bańka mydlana, poczułem się jak by mi ktoś w gębę strzelił. Zacząłem rozmyślać co można by tu zrobić? Nie zastanawiając się ani przez chwilę, wstałem dzisiaj rano wsiadłem w samochód i naprzód… Padał deszcz, droga zrobiła się tak grząska, że w pewnym momencie chciałem zrezygnować, ale gdy pomyślałem, że jak dotrę na miejsce i być może uratuję choć jednego pstrąga z siatki, moja determinacja wzrosła. Dotarłem na miejsce, samochód schowałem dużo dalej, żeby nie wzbudzać podejrzeń. Zacząłem od mostku, przez który przed chwilą przejechałem i poszedłem w dół strumyka aż do ujścia i nic nie znalazłem. Wracając do mostku, usłyszałem podjeżdżający samochód, odniosłem wrażenie, że zostałem zauważony, ale na szczęście jednak nie. Schowałem się i szerokim łukiem obszedłem całe miejsce, żeby zbliżyć się do samochodu, który podjechał. Dotarłem na miejsce, jednak nikogo nie było w pobliżu, mając lekkiego stracha bo nie wiedziałem kto to jest i ilu ich jest, pozostałem w ukryciu. Po chwili zauważyłem gościa, który wracał do samochodu, jak się okazało, był to kłusownik słynny na całą okolicę. Teraz pomyślałem wiem gdzie szukać. Jak tylko się oddalił, poszedłem od mostku w górę strumienia i po około 200 m, patrzę jest! Siatka przeciągnięta przez całą szerokość strumyka, przykryta liśćmi. Od razu zadzwoniłem do szefa naszego koła PZW z zapytaniem- co robić? Powiedział, że postara się ściągnąć tam na jutro rano kogoś ze straży rybackiej, ja pozostawiłem siatkę na miejscu, żeby złapać gościa na gorącym uczynku. Jednak muszę powiedzieć, że czułem z jego strony małą bezsilność. Dlatego jeśli macie Panowie i Panie jakieś sugestie, co z tym fantem zrobić, to bardzo proszę o pomoc, ja myślałem nawet, żeby temu skór… zrobić nożem tubing samochodu… Mój nr GG: 10079652. O przebiegu sytuacji na bieżąco będę informował. Pozdrawiam wszystkich.