W Danii szczęśliwi wędkarze, że pozwolono im zarybiać rzekę na której gospodarują, sami odławiają tarlaki elektropołowem, często uczestniczą w tym całe rodziny (przy okazji piknik), ciesząc się z każdego pozyskanego tarlaka. Tak się dzieje, jak odpowiedzialność za rybostan oddelegowana jest w dół, powiedzmy na poziom koła czy klubu, gdzie wszyscy się znają, gdzie wszystkim zależy na rybostanie i gdzie członkowie angażują się w gospodarowanie na łowisku. W Polsce cała plejada głupiomądrych wylewa swoje żale, ze tyle płacą a tu nie mogę złowić troci, że złodzieje ich okradają, że nie pilnują że za mało zarybiaja albo za dużo itd, itp. Związek zrzesza całą paletę wędkarzy, ci krzykacze skutecznie odstraszają od działania rozsądnych i operatywnych reszta która zostaje nie jest w stanie zorganizować wędkarstwo tak by nie ograniczyć swoich nabytych praw i nie jest w stanie osiągnąć profesjonalnego poziomu gospodarowania wodami, dalej tkwimy siermiężnym w systemie rybackim z przed 40lat. Gdyby wędkarze sami (nie pracownicy najemni)odławiali te ryby w ramach obowiązkowych działań na rzecz koła, klubu to po pierwsze rybki byłyby elegancko dopilnowane, bez rzucania nimi jak kartoflami, i nikt by nie protestował, bo by był zaraz przez kolegów pożarty żywcem.