Widzę, że aluzja, sarkazm, ironia użyte w tekście to pojęcia dla niektórych niezrozumiałe - proszę bez urazy.
Artykuł jest generalnie o sytuacji łososia atlantyckiego w Norwegii, a sytuacja ta nie wygląda dobrze, do tego stopnia, że w działania ochronne włączyła się machina państwowa. Organizacje ekologiczne uważają je jednak za wciąż niewystarczające. Zakazy objęły przede wszystkim połowy gospodarcze - widział ktoś w Polsce zakaz połowu troci czy łososia dla rybaków na sygnały o spadku liczby ryb wchodzących do rzek i czy ktoś to w ogóle monitoruje...? Ograniczenia dotknęły także wędkarzy, którzy w najmniejszym stopniu korzystają z zasobów łososiowych. W Norwegii dzikiego łososia atlantyckiego łowi się 2-3 miesiące w roku (najwcześniej od czerwca i do końca sierpnia), keltów się nie zabija, a limity na wielu rzekach to kilka ryb na sezon, z czego samice są pod szczególną ochroną. W tym roku na słynnej Alcie (obecnie najlepsza rzeka łososiowa w Norwegii) w połowie sezonu całkowicie zakazano zabierania samic.
Pomimo spadku liczby wchodzących do rzek dzikich łososi, pomimo epidemii Gyrodactylus salaris w kilkudziesięciu rzekach łososiowych i konieczności wytępienia w nich dla pozbycia się pasożyta całych populacji ryb i bezkręgowców, to łososi w Norweskich rzekach wciąż jest nieporównywalnie więcej niż w Polskich przed wojną. Kto tam nie był i nie widział rzek, których całe dno to jedno tarlisko, woda jak kryształ, w wielu zdatna do picia bez uzdatniania, rzek płynących w takich "okolicznościach przyrody", że dech zapiera, może nie zrozumieć nawiązania w tekście do sytuacji naszych rzek, gdzie wciąż płynie g... (np. Ina) - dlatego "bez urazy".
Co do "polskiego" łososia...
Wprowadzono do naszych rzek łososia łotewskiego, bez odpowiednich badań, mimo, że były one możliwe do przeprowadzenia. Łosoś ten jest obcy zarówno geograficznie jak i genetycznie w stosunku do populacji, które żyły u nas i zachodnich sąsiadów. Nie dość że leniwy - nie chce pokonywać naszych przepławek i progów, kiepsko też walczy na wędce - to jeszcze nie potrafi się samodzielnie rozmnażać (podobno dr P. Dembowski stwierdził pojedyncze przypadki udanego rozrodu w dorzeczu Słupi). Z roku na rok go mniej i problemem się staje pozyskanie materiału do sztucznego rozrodu. Dochodzi do tego, że jednym samcem opędza się klika-kilkanaście samic z ikrą zdolną do zapłodnienia. To genetyczna tragedia! Tymczasem ogłasza się sukces reintrodukcji, kiedy jego podstawowym warunkiem są samoodtwarzalne, stabilne stada ryb w rzekach. Nie dość tego, od 20 lat łowią tego łososia rybacy, wędkarze i kłusownicy, a przepisy i realia kontrolno-ochronne są takie, że w głowie rozumnego człowieka się to nie mieści.
Co do liczb, które padły...
Posłużę się przykładem. Kiedyś dzienny limit lipienia wynosił 5 sztuk. W latach 80. w Sanie wystarczyło 10-15 minut, aby go zrealizować - dziś "młodym" może trudno w to uwierzyć, ale potwierdzą to obecni na tym forum koledzy (choćby Prezes czy Stanisław Cios). Proszę to pomnożyć przez jakąś średnią liczbę wędkarzy nad rzeką (kwater wolnych w weekendy nie było) i liczbę dni w sezonie, a zrozumiałe się stanie, dlaczego obecnie jest "no kill", a ryb jak na lekarstwo. Kłusownictwo owszem było, głównie "wędkarskie" (kilka razy dziennie do rzeki po komplet i kula wodna z muchą) i dzieciaki zaganiające lipienie "na śmierć". Jakość wody też w istotny sposób się nie pogorszyła. Więc co by szkodziło utrzymać 5 sztuk dziennie do koszyka...?
A użyty w tekście zwrot: "Daje to skromną liczbę ok. 540 łososi rocznie, którą może pozyskać każdy wędkarz" należy rozumieć: "wolno mu pozyskać", bo takie są "mądre" nasze przepisy.
Mam nadzieję, że teraz jest jaśniej.
A do Pana Nadolnego - nie działają tagi; nie mogę użyć kursywy czy bolda pod 3 przeglądarkami.