Do tej pory kara za łowienie bez zezwolenia była większa niż za prowadzenie samochodu bez prawa jazdy. Oprócz zabierania sprzętu, nawet jeśli nie należał do nielegalnie wędkującego, sądy obligatoryjnie ogłaszały podanie orzeczenia o karze do wiadomości publicznej. Zapłacić za to musiał łowiący. Co ważne, kary dotyczyły zarówno zwykłych kłusowników, jak i tych, którzy kartę wędkarską mieli, ale po prostu zapomnieli wziąć ją ze sobą na łowisko.
Powodem tak surowych kar były m.in. przepisy mówiące, że mandaty za nielegalny połów może wystawić tylko straż rybacka. Policja musiała kierować sprawy od razu do sądu.
Teraz przepisy się zmieniają. Sąd nie będzie musiał już zapominalskiemu zabierać wędki. Łowiący odetchną, bo czasem przepadał tak sprzęt warty nawet kilka tysięcy złotych. Nadal jednak wędki będzie można zabierać kłusownikom. Sędzia nie będzie musiał też obligatoryjnie orzekać podania wyroku do publicznej wiadomości.
Zmiana przepisów to konsekwencja interwencji rzecznika praw obywatelskich. Prof. Irena Lipowicz alarmowała, że przepisy dotyczące kar dla wędkarzy mogą być niezgodne z konstytucją. W piśmie do ministerstwa rolnictwa przypominała, że za jazdę bez dokumentu potwierdzającego posiadanie prawa jazdy grozi mandat w wysokości 250 zł. I nikt takiemu kierowcy obligatoryjnie nie zabiera auta.
Nadal jednak policja, straż rybacka czy leśna za brak karty rybackiej czy nieopłacenie łowiska będą mogły wystawiać mandaty. Kary zaczynają się od 200 zł.