To były piękne czasy a Hel kapitalnym łowiskiem. Nie wiem czy kiedyś wrócą, może nadal łowi się tam setki ryb, choć wątpię. Najciekawsze było łowienie okoni po godzinie 18, gdy odchodził ostatni statek do Gdyni "Halka" . Rzucaliśmy zestawy już w wiry, które pozostawiały w basenie śruby statku. Ogromne garbusy meldowały się natychmiast a między nimi tęczaki. Płocie brały za dnia a najlepszą przynętą było surowe ciasto z szafranem do wypieku drożdżówek, które dawał nam z produkcji zaprzyjaźniony właściciel piekarni. Flądry z główki łowiliśmy setkami a na dwie wędki nie dało się na raz, bo brania na śledzia były natychmiast. Łatwiej było o rybę niż przynętę w postaci śledzia lub szprota, która wyżebrana była zawsze z Kogi lub u szyprów żółtków. Nakopanie robaków graniczyło z cudem a za przynętę częściej służyły rosówki dzielone na pół, łapane nocą na trawnikach. Ze sztńbutem trzeba było zapieprzać wokół główki do schodków od strony basenu, bo tak ogromnych ryb nie dało się podnieść nawet na Polskiej Gorzowskiej. Ech to se ne vrati