Dziś chyba wszystko było na nie. Rano o 7 temperatura ledwie 3,5C. Postanowiłem zwiedzić nowy odcinek, ale po dobrym kilometrze odpuściłem sobie bagna, bobrowe jamy, powalone drzewa, rowy melioracyjne i rzekę z sałatą na dnie. Rzece nie odpuściłem i z GPSem w łapie pojechałem kilka kilometrów w górę z nadzieją, że będzie lepiej, nie było. Miarka się przebrała. Pojechałem na znany odcinek, ale tu już nudą wieje. Do tego donośnym łupnięciem ogonem o wodę młody bóbr oznajmił mi, że nie mile jestem widziany w jego rewirze. Chwilę później spod kolan wylatuje mi kaczka z gniazda, zawał prawie gotowy. W między czasie pogoda ze słonecznej zmienia się w bardzo pochmurną, mglistą i wietrzną, deszcz wisi w powietrzu. A pstrągi? No był jeden wąchacz i tyle.