Po dłuższej przerwie w końcu ponownie nad wodą. Liczyłem, że w poniedziałek będę tylko ja i pstrągi, ale był już ktoś szybszy. Tylko na co ja liczyłem będąc o 9:40 nad wodą?
Tak więc drogą dedukcji poszedłem w przeciwnym kierunku i druga stroną rzeki. Woda na sporym spadku i dość czysta. Pierwszy kontakt szybki, ale pstrąg niezbyt duży. Kolejne branie sporo wyżej po opuszczeniu sporego odcinka. Ten pstrąg był już godzien dłuższego opisu holu, ale niestety zwiał. Jak się okazało przez mój błąd. Nowy zestaw spinningowy tak zachęcał do łowienia, że w pośpiechu zapomniałem poprawnie wyregulować hamulec. Powstrzymując pstrąga przed wejściem w zawady kręciłem kołowrotkiem praktycznie nie skracając dystansu, a hamulec jazgotał niemiłosiernie. Walka skończyła się na przybrzeżnej zatopionej gałęzi, w której to pstrąg bez problemu pozbył się obrotówki z bezzadziorową kotwicą. Były jeszcze kolejne brania, ale wiatr nasilał się do tego stopnia, że zrywał kapelusz z głowy. Wróciłem do samochodu i zmieniłem zestaw na lżejszy, ale łowienia pozostało już niewiele i szedłem po śladach konkurencji. Woda w tym czasie sporo jeszcze opadła i wyczyściła się. Do następnego razu.