TEMAT: Pstrągi 2022

W ten weekend miałem być szybciej nad wodą,ale trudy minionego tygodnia + objazd po drodze dały i tak niezły efekt czyli 7:15. Woda mega niska, czysta oraz bardzo zarośnięta. Pogoda sprzyjała bo sporo chmur, wiaterek, przelotne deszcze, więc nikogo słońce nie oślepiało i było przyjemnie chłodno. Pierwsze kajaki pojawiły się dość szybko bo już o 11:00, więc skupiłem się już tylko na przybrzeżnych zakamarkach i efekty jeszcze były. Kolejna tura kajaków po 12 już mnie zmusiła do odwrotu, a po za tym 2 km powrotu lasem w deszczu. Rybki nawet fajnie dopisały, ale jak to ostatnimi czasy bez większych fajerwerków.

U mnie tak było w sobotę, ale ja nie chwalę sobie. Około godziny 11:00 miało przestać padać, a ciśnienie i temperatura zacząć rosnąć. Niestety warunki jakie zastałem nad wodą okazały się być niekorzystne dla ryb i ciężko się rzucało - do końca dnia chmury na przemian ze słońcem, przelotne opady i porywy wiatru. Za to w niedziele ładna, letnia wyżowa pogoda, ale bez upału i ryby w tych samych miejscach skore do współpracy.

Wyjazd z 24 lipca.
Nad wodą ciut spóźniony, ale zaplanowany odcinek robię i to bez kajaków po drodze. Na koniec już je słyszałem za zakrętem, ale plan został zrealizowany. Nie udało się nic złowić choćby na te minimum 30cm, ale dwa fajne kontakty były. Ryby startowały z trudnych zakamarków, bo tylko tam miały schronienie przy bardzo niskiej i prześwietlonej wodzie.

Nie ma złej pogody do wyjazdu na pstrągi. Wyspałem się po robocie i ok 11 wyjechałem z domu. Prognozy nie najlepsze, ale nad wodą jakoś opady zanikały i lekki kapuśniaczek w niczym nie przeszkadzał łowieniu. W taką pogodę pstrągi są znacznie ruchliwsze. Na koncie melduje się tylko jeden ciekawszy jegomość, ale i tak jestem zadowolony i....zmęczony, bo wybujała roślinność i przedzieranie się przez nią mocno mnie styrały.

Są takie dni gdy się zastanawiasz - jechać czy nie jechać?. Trudy wczorajszego dnia jeszcze odczuwałem, ale w domu po za kotem nikogo nie ma i nikt nie marudzi, że znów chcę jechać na ryby!! Jadę! Lampa na niebie, wody brak, ale sezon się kończy więc trzeba zapie....ć. Odwiedzam moje niegdyś topowe miejsca i o dziwo coś tam stuka, szarpie i się holuje. Rybki małe, ale są. I nagle fajne branie z przygięciem. Siłowy hol bo mam czym! Pół minuty i japa się drze, a po chwili .... brakło ok 2mm do magicznej granicy, a że podaję z dokładonościa do pół centymetra z zaokrągleniem w dół (żeby nie naciągać), więc oficjalnie 49,5 cm. Mam już kończyć, w sumie kończę, ale tak kończę, że łowię jeszcze dobrą godzinę i zaliczam klejene brania, malce ale są. A wobler? Tatowy sprzed 13 lat!! Nawet podpisał go bez (mojego) P Fajnie skończony weekend, dwa dni, dwie fajne ryby i prawie 400 km w drodze.

Zostały trzy tygodnie do końca sezonu, więc nie ma co marnować czasu i nad wodę. A wody jak na lekarstwo i jeszcze mniej niż ostatnio. Tylko skrupulatne metr po metrze środkiem rzeki i rzuty w mikro dziurki dawało efekty. Kilka fajnych rybek w podbieraku wylądowało, ale ta dwa największe kropy zostały tylko draśnięte czubkiem haka, oj fajne były. Nowa krótsza szpada sprawdziła się idealnie. Bałem się zastosowania plecionki w tym przypadku, ale pierwsze udane hole rozwiały moje wątpliwości. Nudy nie było, a kajaki pojawiły się dopiero wtedy gdy byłem już syty wrażeń i zaczynałem odczuwać zmęczenie.

Piękna ta Twoja rzeka.Pozdrawiam

Połowa ostatniego miesiąca sezonu już za nami. W rzece wody nadal mało, ale przy drobiazgowym obławianiu jakieś efekty są. Krótki kijek, woblerek lub obrotówka i dokładne rzuty w każde domniemane stanowisko pstrąga. Efektowne wyjścia, spóźnione pogonie to norma przy letnim łowieniu w płytkiej wodzie. Kropki nie powalają wielkością, ale widać już u niektórych osobników zmiany w ubarwieniu na szaty godowe. Sezon się kończy, a tyle jeszcze odcinków do odwiedzenia. Czasu z całą pewnością zabraknie.

Wyjazd po grubych dwudniowych opadach wymagał udania się na odleglejszy odcinek od gór, do którego fala wezbraniowa dopiero docierała. Trafiłem na jeszcze dobrą wodę, ciut podniesioną i przymętniałą względem totalnej niżówki, ale to nadal niska woda. Kropki ganiały i targały, ale nic w rozmiarze do fotki. Pokazał się jeden przyzwoity miarusek, ale odmówił dalszej współpracy. Jedyną fotogeniczną rybą okazał się pasiak wielkości dłoni.

Ostatni wyjazd już po dużej wodzie, a tuż przed kolejną falą. Obserwacja zrzutów wody na stronie IMGW i szybka decyzja o wypadzie. Trafiłem w kilkugodzinne okienko niskiej wody i w miarę czystej. Nadzieje były, choć zdawałem sobie sprawę, ze pstrągi nie lubią nagłych spadków wody, a następnie szybkich wzrostów. Ja nie lubię siedzieć w domu gdy mam urlop, więc nad wodę. I tak jak ostatnio nic konkretnego nie siadło oprócz sporej ilości drobnicy. Dal ciekawości pstryknąłem fotkę klenika, który bardzo rzadko gości na moim pstrągowym kijku.