I kosiaw i Flexx mają sporo racji. Tyle że Flexx sugeruje sprytniejsze załatwienie sprawy - może się udać, pod warunkiem że sprzedawca rzeczywiście nie zna ustawy. Natomiast jeżeli sprzedawca zna ustawę i będzie się chciał migać, a od sprzedaży upłynęło więcej jak pół roku, to...
Ustawa mówi tylko tyle, że konsument MA PRAWO reklamować niezgodność towaru z umową, natomiast sprzedawca MA OBOWIĄZEK rozpatrzenia tej reklamacji - tak jak mówi Flexx i nic więcej. Sprzedawca ma jasno określony termin i jeżeli go nie dotrzyma, to zakłada się, że reklamacja jest uznana. Nikt nigdzie nie pisze, że taka reklamacja ma być rozpatrzona pozytywnie - sprzedawca może odrzucić reklamację jako nieuzasadnioną (w terminie 14 dni od otrzymania zgłoszenia od klienta). Zakłada się, że reklamować niezgodność towaru z umową można, jeżeli ta niezgodność wystąpiła w chwili zakupu. Jeżeli od daty sprzedaży upłynęło mniej niż pół roku zakłada się, że w razie usterki niezgodność występowała w chwili transakcji. Sprzedawca oczywiście może próbować udowodnić że tak nie było, na przykład zamawiając odpowiednią ekspertyzę i odrzucić reklamację (chociaż w dwa tygodnie to chyba mało realne). Po pół roku role się odwracają - sprzedawca zawsze może odpisać, że niezgodność nie występowała w chwili zakupu i reklamację odrzuca. W tym momencie to na konsumencie spoczywa obowiązek udowodnienia, że wada istniała w chwili zakupu (zlecenie ekspertyzy).
Oczywiście w takich sytuacjach powinien zadziałać instynkt samozachowawczy u obu stron - zawsze lepiej się dogadać. Ściganie się po sądach i rzecznikach nic nie wnosi, a obie strony tracą czas, nerwy, pieniądze, reputację. Rozwiązanie należy wybrać w zależności od typu transakcji - gdyż zastosowanie jednego często wyklucza drugie. Jeżeli to lokalny sklep, gdzie często jesteśmy osobiście i znamy sprzedawcę, a nigdy nie było problemów - ja bym wybrał drogę dogadania się. Jeżeli nie znamy człowieka, na przykład kupiliśmy przez net na drugim końcu Polski, to chyba tylko droga oficjalna.
Pozdrawiam
Paweł