Okres oczekiwania był dłuuuugi:S .
Albo na zbiorniku zaporowym spuszczali nadmiar wody, tworząc rezerwę powodziową albo deszczowa aura powodowała, że woda w rzece, wysoka i mocno "kawowa" nie zachęcała do łowów.
Dzisiaj nie wytrzymałem.
Nad rzeką zameldowałem się ok. godz. 05.15. Bez budzika
Ku mojej uciesze widzę, że woda opadła. Powoli odzyskuje "normalną" przejrzystość i poziom.
Jak to jednak najczęściej bywa gdy woda opada, ryba niezbyt chętnie współpracuje.
Tak też było i dzisiaj.
Ilość brań liczebnie spora. Około 12 rybek zapiętych, jednakże ich porażającą wielkość, rzędu około 22-25cm, nie kwalifikowała ich nawet do fotki
Nie mniej, pobyt nad wodą uważam za bardzo udany.
Wreszcie znowu z wędką w ręku, nad wodą.
No, i miałem wreszcie możliwość przetestowania, w boju woblerków, rękodzieła naszego forumowego kolegi @papaja.
Myślę, że rzecz jest godna uwagi.
Woblery mają wyrazistą ale niezbyt agresywną pracę, doskonale wyczuwalną w trakcie prowadzenia.
W silnym nurcie nie wykazują tendencji do wykładania się. Prowadzone zarówno z prądem jak i pod prąd wody idą jak "przyklejone", tuż nad dnem podobnie jak KWISKIE, czy BOBRY.
Masa pozwala na stosunkowo długie rzuty a odpowiednie wyważenie eliminuje praktycznie, plątanie się (żyłka/kotwice), w trakcie rzutów z wiatrem, czy pod wiatr.
Sktuteczność?
Trudno ocenić. Liczba krótkich kropasków, złowionych w przeciągu niespełna 3 godzin wskazuje, że są nie mniej skuteczne, niż uwielbiane przeze mnie (kolejność przypadkowa) woblery Pawła Grzecznika, Sławka Kurzyńskiego, czy słynne KWISKIE Drozdka lub BOBRY Ryszarda Stanke.
Jeśli wolno mi zarekomendować- WARTO mieć je w swoim pudełku.
Uploaded with
ImageShack.us