Witajcie wrażliwi! Ja ten moment, za każdym razem, gdy złowię okazałego potoka - odczuwam jako jedyną przykrość w całej tej zabawie, jedyną acz konieczną! Wtedy robię to szybko i skutecznie!
"Wychodzę z nerw" / jak niektórzy mówią/ na widok spławikowca siedzącego na niedomytym po farbie emulsyjnej plastikowym wiaderku z czymś co już dawno wodą nie jest i pływającymi w tym
wiaderku rybkami na ogół " ni do ceguj panie".
Mając przynajmniej standardową wrażliwość na cierpienia istot żywych, żyjących i swoimi zmysłami przecież ODCZUWAJĄCYCH - niepodobna skazywać na duszenie się żywego obiektu naszych marzeń...Jakże często - długo upragnionego...
Odrębną, ale z tej samej półki, sprawą jest delikatne uwalnianie ryb niewymiarowych, których na ogół łowi się znacznie więcej niż tych regulaminowo "zdatnych do spożycia"... Z tym bywa dość różnie, czasem ze złorzeczeniem, nerwami itd A przecież ten maluch za rok-dwa będzie OK!
Pozdrawiam wzsystkich forsowiczów, FORSownie przygotowujących się do sezonu 2010...!