I do mnie w końcu uśmiechnęło się szczęście
po porannym wypadzie na nimfe i zerowych wynikach postanowiłem wieczorem pojechać na srebrniaki ze spinningiem. Tradycyjne wiązanie się na jazie w redzie i widzę pojedyncze ryby jak skaczą w górę… czyli ryba jest. Zachęceni widokiem ryb schodzimy z Szymlem w dół…. Obławiając kolejne miejscówki wyprzedzam Szymla i schodzę niżej…. Rzut pod drugi brzeg gdzie wody było do pasa ..przynęta schodzi pod korzeń i czuję mocne uderzenie i od razu odjazd w dół rzeki. Nie mogę uwierzyć ze mam rybę na kiju, zsuwam się po skarpie do rzeki i wołam Szymla, żeby chociaż widział że rybę mam:silly: Ryba ostro muruje to znów wychodzi do powierzchni kręci młynki… luzuje hamulec trochę bardziej ja mam czas… nie chce na siłę holować bo kotwiczki już raz miałem doginane a zapomniałem wymienić na nowe.. przychodzi Szymel z wędkarzami z którymi rozmawiał wyżej… w pewnym momencie czuję tępy opór na środku rzeki… jeden z wędkarzy mówi mi ze na środku rzeki jest lina zatopiona… myślę no ładnie poszła. Za radą kolegi luzuje lekko i po chwili ryba wychodzi z zaczepu jednak wciąż uparcie próbuje do niego wracać.. dokręcam nieco hamulec i odciągam rybę.. już jest przy brzegu pierwsza próba podebrania nie udaje się za to druga jest już skuteczna Ręce drżą pierwszy mój srebrniak w życiu wylądował na brzegu całe 72,5cm i 3,5 kg wagi.