To było ze dwadzieścia lat temu. Pojechaliśmy z kumplem na Redę, na troć. Łowiliśmy wtedy poniżej spalonego mostu, ale nie to jest ważne! W przeddzień wyprawy wymyśliliśmy sobie, że na chwosty naszych przynęt będziemy aplikowali atraktor. W sklepach nie było takiego czegoś, a jak już był to kosztował majątek. Wybór padł na tran z czegoś tam. Pierwsza kapsułka pękła tak, że trochę się polało po rękawach, rękawiczkach i po chwościkach najmniej, a z następnymi wcale nie było lepiej.
Było bardzo zimno i wcale nie czuliśmy zapachu specyfiku, którym dość obficie byliśmy ochlapani. Problem pojawił się, kiedy wracaliśmy do Gdańska, ciepłym pociągiem SKM. Smród był taki, że gdyby muchy latały w zimie- na pewno by padły. Wstyd jak cholera, śmierdzieliśmy jak przeterminowane konserwy rybne.
Oczywiście wtedy nic nie złowiliśmy, bo trocie nie lubią śmierdzieli