Temat kłusownictwa powraca jak bumerang i zawsze jest tak samo. Grupa pieniących się wędkarzy prześciga się w wymierzaniu wysokości kar, jakie to niby powinny być zasądzone. Właściwie tylko strach powstrzymuje ich od linczu w miejscu popełnienia "zbrodni". Problem polega jednak na tym, że owa szkodliwość czynu jest pojmowana tylko przez środowisko wędkarskie a dla reszty dwunożnych istot czy ryba pływa w rzece czy nie, ma się nijak do ich potrzeb życiowych a karp na stole świątecznym smakuje niezmiennie. Ktoś powiedział "uświadamiać" rzesze, hmm .., kierunek słuszny, ale rzekłbym taki "pomocniczy". Pewnie nie starczy mojego życia i życia moich dzieci na zadawalające efekty takiej edukacji, a ryb w wodzie ubywa szybko. No więc karać bez zawiasów na 3 lata a za "recydywę" razy dwa. Pobożne życzenia, he, he ... Nasze więzienia są przepełnione i dodatkowego balastu nikt nie potrzebuje. Więc wybudujmy nowe ! To przy okazji jeszcze drogi, szpitale, lotniska i nowe zakłady pracy ... Na dzień dzisiejszy to jednak utopia. Według mnie należy się skupić na początek na grupach siedzących w temacie tzn. dostawcy i odbiorcy (czytaj: kłusowniku i "wyluzowanym Kowalskim" ). Czy drakońska kara dla tego pierwszego do czegoś prowadzi? Czasem tak, zazwyczaj nie. Kolejna odsiadka odroczona z braku miejsc a grzywna trudna do ściągnięcia przy braku dochodów. No ale jak się uprze komornik, to trzeba z czegoś zapłacić a do rzeki blisko... i koło się zamyka. A kim jest wyluzowany Kowalski? To amator dobrego i taniego mięsa, krótka transakcja, nie pyta się skąd i wszyscy są zadowoleni (no może oprócz wędkarzy). Pod tym pojeciem nie kryje się tylko jednostka, ale często sklepik, smażalnia, restauracja, hotel ... Czy jest bezpiecznie? Jest! I tu jest pies pogrzebany. Tu działa zwykłe prawo rynkowe: popyt reguluje podaż. Moim zdaniem skutecznym kluczem do walki z kłusownictwem jest odcięcie zbytu. Ci, którzy kupują, nie są już tak hardzi wobec prawa i nawet najmniejsza kara finansowa daje im do myślenia nie mówiąc już o wstydzie. No i przede wszystkim jest z czego tą karę ściągać. Tylko jak odróżnić rybę legalną od skłusowanej. Być może wystarczy paragon ze sklepu, faktura itp. A może pójść dalej tzn. opaska, kolczyk jednorazowego użytku. - tu jest pole do popisu, Ktoś mi powie teraz - to jest dopiero utopia. A czym jest kolczykowanie bydła i stawianie pięczątek na każdym jajku? Nie myślę tutaj o każdej szprotce - można zacząć od łososiowatych. Ja tak to widzę, jeszcze nie ostro, ale wierzę w powodzenie tego konceptu. Oczywiście nie neguję innych rozwiązań. Trzeba uderzać z róznych frontów jednocześnie. Edukować mimo wszystko trzeba. Zaostrzenie kar dla kłusowników jak najbardziej, ale czy to tylko nie teoria?