Pierwsze przecieki na temat pierwotnego czynnika sugerują bakterie z grupy aeromonas. Przy okazji osłupiałem, gdyż okazuje się , że zeszłoroczna plaga nie została przez nikogo na poważnie potraktowana. Choroby ryb to wąska specjalizacja, do tego skomplikowana problematyka i fachowców w Polsce, podobnie jak na świecie wcale nie ma za dużo. Ja wielkiego doświadczenia nie mam, gdyż niewiele mam wspólnego z hodowlą, poza urodzeniem na stawach pod Knyszynem i dorastaniem w domu ichtiologów- oboje rodzice- wśród hodowców ryb. Zawodowo przepracowałem ponad 10 lat w rybołówstwie i wśród dzikich ryb spotykałem się z różnymi chorobami, ale były to zjawiska sporadyczne. Jedyne duże zachorowanie ryb na Zalewie szczecińskim widziałem wśród leszczy i krąpi po uszkodzeniu jednego z osadników w Policach. Wtedy mnóstwo ryb miało zmiany na skórze, ale choroba nie powtórzyła się. Obecnie pogłowie karpiowatych w Zalewie jest w stanie szczątkowym i temat nie będzie w ogóle do zauważenia. Znacznie więcej sygnałów o chorobach pojawia się przy okazji hodowli. Tu stres daje pierwsza furtkę, do tego dochodzi ogromne zagęszczenie, i obok hodowli ryb, mamy hodowlę coraz zjadliwszych szczepów bakterii. Odkąd pamiętam pojawiały się "epidemie" na różnych ośrodkach, niektóre kończyły daną hodowlę na amen. W Norwegii jakiś czas temu panowała zaraza, która zdziesiątkowała ich stada łososi w ogromnym stopniu. Wiem, ze jednym z objawów były nekrotyczne zmiany na skórze ryb. Ale początek choroby nie został chyba do końca rozpoznany. Jak zauważyłeś, pleśniawka pojawia się na końcu, ale nie zawsze jest to poprzedzone wrzodzienicą. Początkiem choroby bywają bakterie zaburzające wydzielanie enzymu odpowiedzialnego za właściwe wytwarzanie śluzu.Czasem zaatakowane obszary skóry przez pleśniawkę zostają wtórnie zainfekowane przez różne bakterie, jak te z grupy aeromonas i dostaniemy rezultat wyglądający jak wrzodzienica. Ale szlak wrzodzienicy rozpoczyna sie historycznie w hodowli ryb. Pojawiła się na początku XX wieku w stawowych hodowlach i potem dopiero zaczęto odnotowywać przypadki w dzikim środowisku. W tym roku na Inie ujawniliśmy kilkakrotnie bardzo negatywne zjawisko. To nieprawidłowo funkcjonujące oczyszczalnie ścieków oraz użycie przez rolników przy podlewaniu bardzo groźnych dla środowiska chemikaliów. Kapusty pokropionej takim "miodem" nic nie je, mimo, ze uprawy sa w środku lasu!!! . To tysiąc razy gorsza droga ścieków do środowiska naturalnego, niż rozdrobnione zrzuty z pojedynczych gospodarstw. Nie muszę chyba mówić, jakie tam "okazy" się legną różnych mikrobów. Jesli nasze tarlaki zetkną się w najtrudniejszym dla nich okresie zmiany środowiska ze słonowodnego na słodkowodne z taką sztucznie zagęszczona armią, to skutki muszą być tragiczne. Moim zdaniem czynnikiem podstawowym, bez nazywania konkretnych gatunków zarazków, jest katastrofalne pogorszenie środowiska naszych rzek wywołanego przez: 1 nielegalne zrzuty ścieków, bo brak jest monitoringu i kar(u nas pracownicy oczyszczalni dostali po 500 złotych, a jednym przypadku ewidentnego zawalenia w Stargardzie Szczecińskim, WIOŚ przyjechał 3 dni po zgłoszeniu), 2 boom rolniczy z nasileniem nowych środków ochrony, 3 obniżeniem poziomu wód gruntowych, gdzie coraz częściej dochodzi do mieszania warstw wód i (fakty skazeń źródeł wody pitnej w wielu miejscach w Polsce) wody skażone np przez nagminne nieszczelne szamba mieszać się zaczynają z wodami źrodeł. 4, właściwie powinien być I!!! sztuczne zarybienia i ucieczki ryb z hodowli. Takich "czynników" z ostatnich lat pewnie znalazłby jeszcze wiecej. Wątpię, że choroba da się wyeliminować szczepionkami, bo bakterie też walczą o przetrwanie i sa w tym dobre. Jedyna droga, to obok uszczelnienia systemu nadzoru jakości wód, naturalne tarło. zarybienie winno byc dopuszczane tylko w regionach dotkniętych jakimś kataklizmem. Dowodem sa rzeki bez choroby, ale też bez zarybień smoltem!!!Tam plesniawka pojawia się sporadycznie na keltach. Nazw rzek nie podam z oczywistych względów. W każdym razie w Polsce.