piterusm napisał:(...)Nie zgodzę się ze słowami Pana Artura Furdyny, że trzeba przestać gadać tylko działać. Najpierw trzeba się zastanowić co dokładnie robić, aby wynik był satysfakcjonujący nie tylko mnie ale i wszystkich użytkowników danej rzeki, odcinka,itd. Robienie czegoś spontanicznego, raczej rzadko ma dobre wyniki.(...)
No wiesz, ja się z tym nigdy nie zgadzałem, że trzeba działać a nie gadać
Jak się nie gada i nie mówi dokładnie o co komu chodzi przed działaniem, później są tylko niepotrzebne rozczarowania. Ja żadnego nowego projektu się nie podejmę, zanim nie trafię na osoby potrafiące mi dokładnie powiedzieć czego tak naprawdę chcą.
Pitersum, nie licz na to, że wynik działania będzie satysfakcjonujący dla wszystkich wędkarzy z danego łowiska. To jest prawie niemożliwe. Chodzi o to aby wynik był satysfakcjonujący przynajmniej dla wszystkich podejmujących wspólne działanie. Świat nie należy do nieaktywnych, więc mniejsza o nich. I to jest wystarczająco dobre osiągnięcie, jeżeli ci którzy wspólnie działają odczuwają wspólną satysfakcję z owoców swej pracy. Do tego trzeba się dokładnie wcześniej poinformować do czego się dąży.
Jest jeszcze o wiele ważniejsza sprawa. Trzeba umieć oceniać możliwe konsekwencje swoich wspólnych wyborów. Bo może być tak, że wszyscy będą zgodni co do celów i sposobów ich osiągania, ale nierealne i oderwane od rzeczywistości założenia i oczekiwania spowodują, że wszyscy udziałowcy poniosą wspólną klęskę. Może zacytuję coś odpowiedniego w tej chwili.
Na forum flyfishing Jerzy Kowalski napisał: (
link)
Nie szczerości tu brak, ale zgody i wspólnego rozumienia uwarunkowań przyrodniczych, gospodarczych, ekonomicznych, organizacyjnych....
Żadna zgoda i precyzja wyrażania myśli nie może ignorować istnienia tych uwarunkowań. Ważne aby oczekiwać rzeczy realnych. Większość polskich wędkarzy ma stosunkowo do ponoszonych nakładów bardzo duże oczekiwania, a wielu też mówi o tym, jaki to straszny beton ten PZW. Ale jak się tak z ludźmi pogada, to widać, że ten beton ma swoją cichą legitymację społeczną, nie u wszystkich, ale u bardzo wielu. Jaka róża taki cierń...
Żeby zasługiwać na coś więcej, trzeba wreszcie przestać oczekiwać rzeczy niemożliwych i pamiętać o tym, że wszystko ma swoją cenę. Więcej ryb będzie wtedy, gdy ludzie będą bliżej łowisk, a kasa za łowienie bliżej ich ochrony. Ponadto trzeba zdać sobie sprawę, że nie będzie Alaski za złotówkę. Pieniądze w ZG powinny zawrócić do okręgów, zaś część pieniędzy z okręgów do łowisk patronackich kół PZW.
Jak napisał kolega Jacek Płachecki na flyfishingu, następne konkursy za wiele lat. Nie ma co czekać do emerytury na następne rozdanie, lepiej pójść szlakiem przetartym przez koło "Trzy Rzeki". To jest oczywiście moja opinia. Możecie mieć inne zdanie i grupować się w dowolne zespoły o podobnych poglądach.
Dla mnie organizowanie się w stowarzyszeniach wędkarskich ma sens o tyle o ile celem jest utworzenie dobrego łowiska i to też jest moja opinia i możecie sobie mieć jakie chcecie:) Wokół łowiska wszystko się kręci. Jeżeli jest ryba w wodzie, ludzie zapłacą za wszystko inne - noclegi (choćby nawet 5 zł na polu namiotowym czy 25 zł u jakiejś emerytki na kwaterze), jedzenie i picie (choćby nawet puszka konserwy tyrolskiej, chleb i mineralka kupione w spożywczaku koło ośrodka agroturystycznego nad rzeką), licencje na ochronę łowiska (choćby nawet 20 zł dniówka), sprzęt (choćby nawet najtańszy Jaxon) i akcesoria wędkarskie (choćby nawet kamizelka od cioci Halinki), przynęty (choćby nawet kogut własnej roboty), odzież (choćby nawet gumiaki i spodnie ze Szmatexu) - wtedy wszystko żyje wokół tego niejako przy okazji. I wtedy będziemy mogli mówić o budowie lobby wędkarskiego.
Ale jak będziemy daleko od łowisk i wszystko będzie w rękach centrali z ZG i okręgów, zaś koła będą tylko zbierać na tacę i robić zawody... oj, wtedy nie wróżę nam świetlanej przyszłości. Centralizacja to słabość, zaś decentralizacja to siła. Chodzi o to, że z bliska lepiej widać problemy łowiska. Im większa odległość od tematu zainteresowania, tym widać mniej szczegółów.
Tak się burzycie, dlaczego ZG często nie reaguje w sprawie niszczenia rzek? Albo macie pretensje do okręgu, że przegapił regulację waszej ulubionej rzeczki.
Bo ani z Warszawki, ani z okręgu nie widać ani kłusowników, ani meliorantów, ani zerowego przepływu w wyniku działania MEW-iarza. To koła muszą mieć oko na małą, ale realną do ogarnięcia skalę swojego łowiska. Wtedy ani kłusownik, ani meliorant, ani wreszcie mewiarz nie pozostanie niezauważony. Problemy lokalne muszą mieć bowiem swoich lokalnych obrońców, a nie umoczoną w papiery centralę która nie wie co się dzieje poza ośrodkiem zarybieniowym i obsługę przepisów nałożonych przez nasze etatystyczne państwo. Łowiska muszą być w opiece odpowiedzialnych kół PZW.
Pozdrawiam serdecznie
Krzysiek