I ja dostałem najpiękniejszy prezent od rzeki, jaki mogłem wymarzyć. Opłacało sie jechać w deszcz, odrazu po szkole.
W pierwszym bodaj rzucie, z emocji juz nie pamietam, uderzenie na miedzianą wahadłówkę, około 5 minut holu na pstągowym sprzęcie (wędka 2.55 5-25 g i żyłka 20
) i na brzegu ląduje 64 cm samiec... No własnie? Czy za pierwszym razem udało mi się złowić łośka, czy to troć? W każdym razie, dziękuję nieznanemu koledze za zrobienie zdjęcia.
ps. papierosa upolowałem 10 minut później, najsmaczniejszy w moim zyciu.