Dla mnie najlepsza literatura wędkarska (niekoniecznie ta opisująca wszystko od strony technicznej) to własne impresje, spostzeżenia i przeżycia przelane na papier - coś w rodzaju wędkarskiego dziennika. Takim sposobem można uchwycić własne doświadczenia i obserwacje nad wodą i skonforntować je z rzeczywistością po upływie kilku lat. Są takie chwile nad rzeką, które zapamiętamy na zawsze, ale są i takie, z pozoru może błache, które warto uchwycić żeby nie odeszły w zapomnienie - nawet one z upływem czasu i zmianą perspektywy mogą okazać się bezcenne. A jak jeszcze dodamy do tego kilka zdjęć z poszczególnych wypraw.. Nie trzeba do tego wcale wielkiego literackiego talentu - wystarczy odrobina wrażliwości dla otaczającego nas świata.
Takie często przekoloryzowane i odpowiednio doprawione "gotowce" z księgarni tracą jakikolwiek urok w porównaniu z własnymi zapiskami. No, może pomijając niektóre klasyki, jak wspomniany już przez Marasa Hemingway.
P.S. Ten wątek przypomniał mi o jednej z moich pierwszych wędkarskich lektur - "Czytać w rzece, rozumieć ryby" Wacława Strzeleckiego