Panowie,
Przepraszam za moją wenę twórczą, ale jest tak nudno na Forsie (przynajmniej z mojego punktu widzenia), że w przypływie radosnego uniesienia chciałbym postawić kilka prowokacyjnych tez
Są one postawione na wyrost i z przymrożeniem oka, ale jest w nich w moim mniemaniu ziarno prawdy...
Towarzystwa nie przejmują obwodów rybackich, ponieważ:
1. Towarzystwa boją się prawdopodobnie kosztów utrzymania obwodów rybackich przypadających na jednego członka, ponieważ wiedzą, że pod parasolem PZW, będzie można finansować sobie zabawę łowienia ryb szlachetnych z pieniędzy armii "robaczkarzy" z tego samego okręgu. W sumie każdy normalny człowiek pragnie przeprowadzić się od mamusi na swoje, ale jeśli to "na swoje" jest zbyt drogie, czasem dalej mieszka się u mamusi.
2. Pozycja "asystenta okręgu PZW" jest bezpieczna dla wizerunku Towarzystwa, ponieważ nie istnieje żadne zapisane minimum, które Towarzystwo musiałoby spełnić. Wędkarze za bezrybie standardowo obwinią gospodarza, czyli władze okręgu, zaś za przeprowadzone akcje pochwalą zawsze Towarzystwo.
3. Wielu ludzi nie chce inwestować swoich oszczędności w 10 km odcinek jednej tylko rzeki. Rasowy pstrągarz to ponoć podróżnik i wiercipięta, a jak mówi przysłowie autentycznie ludowe: "Przy jednej dziurze i kot zdechnie".
4. W Towarzystwach poszerzanie wiedzy idzie raczej w kierunku naturalnego tarła i ochrony środowiska. Zmęczony członek stowarzyszenia może po robocie co najwyżej wyklikać w google kilka dyrektyw UE, napisać na kolanie pismo i zebrać podpisy pod petycją. Później trzeba iść do łazienki, a jeszcze czasem żonkę trochę zadowolić. Żeby tak żyć z tego działania dla rzek i ryb, a tu masz... tylko po godzinach i na kolanie, w wąskich szczelinach, między pracą a rodziną.
5. W Towarzystwach brakuje chyba autentycznych bogaczy, którzy mieliby pieniądze na rozpoczęcie działalności pełną parą. Brak też szerszego frontu hojnej klasy średniej. Zwykle ponad połowa to słabo zarabiający pracownicy najemni, zaś klasa średnia woli bez kłopotu i bólu głowy pojechać na przygotowane przez innych gotowe łowiska specjalne, tak w Polsce jak i za granicą.
Cóż pozostaje?
Asystować społecznie przy gospodarującym PZW
Zawsze to taniej i bezpieczniej, tak dla wizerunku jak i własnego samopoczucia. Wystartowanie w konkursie to już przyjęcie konkretnych zobowiązań, których niespełnienie oznaczać będzie utratę obwodu rybackiego i kompromitację w środowisku. W pozycji bezpiecznej są zaś same laury i pochwały. Mądrość podpowiada, że lepiej jest dobrze zrobić niewiele, niż skompromitować się przy większym projekcie.
A może jednak warto?
PZW i Towarzystwa... przypominają mi dwa sposoby postrzegania ludzi ze szkolnych lat. Ten pierwszy (PZW) kojarzy mi się z łobuzem o złej renomie. Jest to uczeń od którego nikt zbyt wiele nie wymaga, bo przecież "wiadomo jaki on jest". Ten drugi to ktoś nowy, który wydaje się być prymusem, ale zbyt wiele o nim nie wiadomo. Prymus jednak boi się po nauce podjąć pierwszą lepszą pracę, bo co powiedzą Ci, którzy na niego tak liczyli? Prymus jest pod presją oczekiwań, więc przedłuża okres edukacji, dalej mieszka u mamusi i zwiększa swój napompowany teorią "potencjał" idąc na studia doktorancie. W końcu przyjdzie dzień weryfikacji, a prymus im później pójdzie na swoje, tym gorzej dla niego. Życie bowiem jest bardzo brutalne. Stąd niejeden łobuz zachodzi w życiu dalej niż prymus, a ładne domy i samochody na ogół mają ludzie, którzy nie byli pod presją oczekiwań ani nie mieli czerwonego paska na świadectwie (nie zawsze rzecz jasna).
Moje wnioski:
Ja jestem z założenia hardkorem, więc nie dołączę się do żadnego Towarzystwa w Polsce, którego celem nie będzie samodzielne gospodarowanie na obwodzie rybackim:P
Życzę wszystkim powodzenia "przy mamusi" (czyt. PZW), na którą można ponarzekać, ale która daje "schronienie" i kieszonkowe na zarybienia pstrągiem z pieniędzy starszych braci (czyt. "robaczkarze"), którzy dokładają do gospodarstwa znaczącą część budżetu.
"Mamusi" trzeba się pytać o odcinek nokill, pisać petycje. Trzeba brać pod uwagę głos wyborców, robaczkarzy, mięsiarzy itd. Tak sobie zadałem pytanie... czy w tym kraju wszyscy na głowę upadli? Zamiast być na swoim, to ciągle słyszy się o tej "niedojrzałości postaw we wspólnocie wędkarzy". O co chodzi?
Otóż, jak mówi mądre przysłowie... "Gdy nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze".
Otóż ludzie nie chcą być na swoim, bo jeszcze nie dojrzeli do tego, by na jeden obwód rybacki z kolegami płacić 1/12 swoich rocznych dochodów. Chcą łowić za 1/12 ale swojej miesięcznej pensji. I to nie w jednym obwodzie, ale w kilku okręgach. Dlatego tak bardzo im są potrzebne te "dojrzałe postawy szerokich mas społecznych". Bo przecież, poza tym, że większa część jest na razie niedojrzała, to jednak jakby nie patrzeć, jest główny sponsor naszego taniego wędkarstwa:)
To jest proste:
Chcesz mieć łowisko zorganizowane po swojemu? Nie masz ochoty na branie pod uwagę mięsiarskich głosów kół w Twoim okręgu? Chcesz być panem sytuacji? Nie masz ochoty utrzymywać chłopaków z ZG PZW i sportu wędkarskiego? Droga wolna. Zbierz zdeterminowaną ekipę i stańcie do konkursu na użytkowanie obwodu rybackiego. Życie po swojemu i na swoim jednak kosztuje i wszyscy to podświadomie doskonale wiedzą
Nikt przecież nie zakazuje stawania do konkursów, więc o co chodzi.... chodzi o ogniskowanie kapitału na sobie.
Ta filozofia wygląda bardzo prosto. Najlepiej gdyby 20 tys. wędkarzy z jakiegoś okręgu zapłaciło składki na wszystkie wody, ale sami pojechaliby na płotki. Natomiast ja i tylko ja, żaden zaś frajer spośród nich, nie wiedziałby nawet o łowisku, gdzie sypnąłem "sobie" pstrągiem. Oczywiście nie sypnąłem sobie, bo to w ramach operatu i dla wszystkich. Dla wszystkich, ale pod żadnym pozorem nikomu nie mówcie, bo...
Tak właśnie wyglądało pstrągowanie na obfitych w ryby rzekach lat '80 i '90. Komuna nauczyła naszych rasowych pstrągarzy, że tak będzie zawsze. Wszyscy zapłacą do wspólnego PZW, ale z tego chyba najpiękniejszego wymiaru wędkarstwa na wodach górskich będzie korzystać "milcząca" i "tajemna", bardzo wąska elita wędkarstwa. Atawistyczny i niemal bezwarunkowy sentyment do tej komuny, wyczuwam w rozmowie niemal z każdym "rasowym pstrągarzem" z tamtych lat. Wiele jeszcze wody upłynie, zanim ten atawizm zaniknie... Elita z wąskiej stała się niestety bardzo szeroka, wody zostały zadeptane i ta sama "komuna wędkarska", która była dobra gdy korzystało niewielu, stała się jednocześnie zabójcza dla populacji ryb, gdy nieistniejący rynek nie ochronił populacji ryb wzrostem cen wraz ze wzrostem popytu na wody górskie. Wędkarska komuna i demokratyczne chciejstwo delegatów PZW sztucznie zamroziły ceny licencji na wody górskie, więc każdy, nawet ekonomiczny analfabeta wydedukuje, że wobec wzrostu popytu musiało to niestety doprowadzić do wyczerpania zasobów. I tak się właśnie stało.
Co zrobi "wujek dobra rada", czyli Dmychu:
Dmychu ma to już wszystko w nosie. Do tej pory nie spotkałem wędkarza na Pomorzu, który poważnie myślałby o swoim łowisku, poza strukturami PZW. Były tylko pojękiwania od może 1% wędkarzy z którymi rozmawiałem. Ja już więc to olałem, budżet zaklepałem już na sprzęt na jelca. To będzie sprzęt dobrej klasy, bo łowić swoje alternatywne leuciscusy chcę z elegancją
Dla tych, którzy ewentualnie mieliby ochotę na coś autentycznie swojego i mają ekipę, która wie co i jak jest z konkursami... to RZGW Poznań ogłosiło we wrześniu konkurs na dwa fajne obwody Drawy - "trójkę" i "piątkę". Termin chyba do marca, ogłoszenie w połowie kwietnia. Pewnie stanie do konkursu ZO PZW Koszalin i wszystko będzie po staremu:)
P.S. Nikogo o nic nie oskarżam... ale z atawizmem nie pasującym do czasów współczesnych wypada jednak walczyć. Przeminęło z wiatrem. Tak pięknie łowiło się w małym gronie, na rybnych wodach PZW zarybianych za pieniądze wielu wędkarzy, którzy nawet na wody górskie nie zaglądali. Teraz oprócz tego, że jak dawniej wielu płaci, to niestety wielu też korzysta. A w takich nowych proporcjach wypada się tylko obrazić na cały świat:laugh:
Właśnie. Zły nowy świat i romantycy w towarzystwach... ale czy mogło być inaczej? Czy człowiek który wczoraj był sam nad rzeką, widząc sznurki śladów nad brzegami, potrafi normalnie zareagować?
Tak wiec bracia bez obrazy. Nie jestem złym Dmychem, który gnębi ludzi i z nich szydzi. Chciałbym tylko należeć do Towarzystwa, które ma swoją wodę i składa się z ludzi, dla których nie będzie problemem co roku położyć na stół jedną ze swoich dwunastu pensji... po to aby nie być na pasku PZW i rządzić się po swojemu. Po to by łowić piękne ryby jak za dawnych lat, ale już tylko i wyłącznie za swoje pieniądze.
Zresztą, ile kapitału - tyle autonomii.
Dobre słowo na koniec:
Świat się zmienia. Nigdy nie wiadomo, co przyniesie jutro. Dobrej nocy.
Życzę Wam, abyście doszli do rybnych łowisk, metodami takimi jakie sami uznacie za słuszne. Wszystkiego dobrego. Ja nie znalazłem kolegów do takiej akcji. Inni znaleźli kolegów do prac społecznych. Nie wyczułem koniunktury:) Chyba jeszcze nie czas... zresztą czas pokaże, kiedy na to będzie czas.
Stan łowisk przemawia głośniej niż słowa...
Pozdrawiam serdecznie
Krzysiek