Jerzy Kowalski napisał:
Wszystko pięknie i ładnie, tylko niech każdy sobie odpowie w cichości ducha, co zrobił od 20 lat, żeby inni ludzie byli wybierani do zarządzania wędkarstwem ...
Panie Jerzy, powiem wprost - to dość żenujące wypisywać takie rzeczy. Równie dobrze można by odpowiedzieć w 1965 roku wszystkim niezadowolonym z komunizmu: "a co zrobiliście przez ostatnie 20 lat, żeby obalić komunę? Trzeba iść, głosować na Front Jedności Narodu".
Gdzieś w powojennej historii PZW, kolesie będący wówczas u władzy w monopolistycznym PZW postarali się, żeby prawo zostało tak skonstruowane, żeby pozostali u tej władzy nietykalni, a i żeby monopol nie ucierpiał. Szczytowym osiągnięciem było stworzenie ustawy o rybactwie śródlądowym w 1985, która jest prawdopodobnie najczystszą emanacją głupoty w dziejach naszego parlamentaryzmu.
Nie wiem jak, nie wiem czym i nie wiem kiedy, ale mam dojmującą pewność, że bez zmian w ustawie nie ruszymy monopolu PZW. Jak mówię - nie mam zielonego pomysłu na to, jak to przeprowadzić, bo 27 lat temu ktoś zapewnił, żeby to wszystko tak się toczyło nietknięte siłą bezwładu. Trudno mi sobie wyobrazić skuteczny lobbing w kierunku zmian, bo quasi-monopolistyczne PZW ma największą zdecydowanie siłę przebicia.
Zresztą w tym reportażu dla mnie najbardziej symptomatyczne nie było to, co mówił Eugeniusz G. miłościwie nam panujący (bo tego się mniej więcej po nim można było spodziewać), ale to, że za "jasną stronę" uznano zarybienia, i szermowano wokół liczbami ryb wpuszczanych do naszych wód. Oto co zrobiła ta nieszczęsna ustawa z umysłami wędkarzy, również zresztą na tym forum to niejednokrotnie widać.