Między jelcem 25 cm, lipieniem 35 cm, pstrągiem 45 cm, a łososiem 90 cm jest kolosalna różnica. Właśnie dlatego wymyślono klasy AFTMA od #000 do #12. Do używanej przynęty i zdobyczy warto się dopasować ze sprzętem, aby z jednej strony nie męczyć zbytnio ryb, a z drugiej strony nie strzelać z armaty do wróbla. Kwestia zachowania zdrowego rozsądku.
Tak popularne w Polsce łowienie niemal wszystkiego na muchówkę 9 ft. #5/6 jest fajne ale tylko pod względem kosztów. Poza tym hol jelczyka na muchówkę klasy 5 uważam za nieporozumienie i błąd w sztuce. Myślę, że niedobory sprzętowe wielu z nas wynikające najczęściej z niedoborów w portfelu, nie pozwalają nam docenić i cieszyć się w pełni mniejszymi rybami. Ktoś powie, że łowienie małych ryb jest bez sensu... To kwestia wyłącznie gustu. Równie dobrze można powiedzieć, że łowienie dużych ryb jest bez sensu. Na jelce najchętniej wyskoczyłbym z Sage TXL #000, tylko kasy brak...
I tak jak są kobiety które z uwagi na swoją anatomię wolą mniejsze penisy, tak też Dmychu lubi łowić małe rybki. Polecam letnie jelce, pełen luz i delikatny sprzęt na te ryby.
Tych naszych flagowych ryb jest coraz mniej i fajnie jakby część z nas zmniejszyła presję na pstrąga i lipienia na rzecz klenia, jazia i jelca. Tych jest jeszcze tyle, że można nawet uprawiać prawdziwe wędkarstwo muchowe, polegające na perfekcyjnym doborze przynęty. Czasami gdy chodzimy za pstrągiem na naszych wyrybionych wodach, to o wiele większym problemem niż dobór przynęty jest znalezienie przyzwoitej ryby. Nad jelcową płanią można stać caly dzień i bawić się w małego entomologa. To jest fajne i ja to bardzo lubię... subiektywnie rzecz ujmując:)
Łowcy pstrągów i lipieni powinni się z tego cieszyć. Człowiekiem jednak kierują dwa instynkty w rzeczonej sprawie. Instynkt stadny nakazuje człowiekowi upodabniać się do innych lub innych upodabniać do siebie, aby zaznać poczucia wspólnoty. Drugi instynkt, to konkurowanie o zasoby. Zależnie od przewagi jednego z wymienionych instynktów, pstrągowi ultrasi w sztucznej muszce mogą albo wyśmiewać łowienie jelczyków albo je sprytnie promować. Ja w tej kwestii jestem prostolinijny, promuję łowienie jelczyków na podstawie instynku stadnego i chciałbym mieć kolegów, którzy na jelce by się ze mną wybierali. Tym bardziej, że niejeden kolega pstrągi mi płoszy, a podczas łowienia tych rybek można pozwolić sobie na łowienie wędka przy wędce. Rybka przy której można pogadać. I ta radość, że gatunek na który się nastawiamy, występuje w rzece czasami bardzo licznie. Bezrybie pstrągowo - lipieniowe może w tym przypadku wywoływać przygnębienie. A jak na jelcach trafi nam się ładny lipień, to nie będziemy przecież płakać. A jak się nie trafi, to i tak cel zostaje zwykle osiągnięty. Mi już czasami nudzi się chodzenie za rybami z "czerwonej księgi zwierząt". Tu wyrybili, tam był najazd, tu prądem, tam sieciami, a jeszcze gdzie indziej wyrzutki... a jelca to nawet kłusole nie jedzą. Duże znaczenie ma nastawienie. Jedziemy na jelce i zastajemy nasze ryby w wodzie - już mamy dobry humor. O to właśnie chodzi, by się nie dołować. A ile to razy każdy z nas pojechał z nastawieniem na potoka czy lipienia i wracał zdołowany, bo... znów ktoś przetrzebił odcinek i zżarł nam najlepsze egzemplarze...
Go fishing, catch Leuciscus leuciscus with ultralight fly rod and be happy.
Pozdrawiam serdecznie
Krzysiek