Śledztwo prokuratorskie trwa już prawie rok, a sprawa wydaje się prosta i oczywista - ryby zamiast do wody, trafiły z powrotem do hodowli, aby na drugi dzień posłużyć jako druga partia obowiązkowych zarybień PZW. Za tym idą pieniądze, ludzkie decyzje, niegospodarność i kontrola majątku przez zarząd okręgu - wydaje się, łatwe od ogarnięcia i wskazania winnych nieprawidłowości i zaniedbań. Jeśli w trakcie dochodzenia pojawiają się nowe wątki, to można je rozpatrywać oddzielnie, bo tak można go ciągnąć w nieskończoność (czyt. do przedawnienia). I taka jest obawa.
Tymczasem dwóch pracowników traci pracę z powodu podejrzenia o nielojalność wobec firmy, tj., że donieśli do prokuratury, co było ich obowiązkiem, jeśli sądzili, że dokonano malwersacji. Zostali więc szybko i surowo ukarani przez nowy zarząd, bo praca to bez wątpienia życiowa sprawa dla każdego. Tak samo ukarany został menadżer-ichtiolog, główny podejrzany - jego wina została tym samym już na tym etapie uznana. Tylko czy to wszyscy winni...?
Podobno wszyscy zwolnieni odwołują się do Sądu Pracy. Ja myślę, że wszyscy dostaną odszkodowanie i to niemałe, a my za to zapłacimy, podobnie jak za produkcyjne braki ośrodka "Liśnica".
Ktoś pisze, że "nowy" zarząd potrzebuje czasu i wyraża przekonanie (jak rozumiem), że wszystko zostanie wyjaśnione i naprawione jak należy. No to trzeba powiedzieć, że "nowy" to on nie jest. Nowo wybrany tak, z tym, że na 12 członków (poprzedni liczył 20 osób) tylko 5 to nowi - 7 pozostałych osób było w zarządzie poprzedniej kadencji. Potrzebują te osoby czasu? A co robiły w poprzednich latach...? Za wszystko odpowiedzialny był Nyk...? Nowy prezes w wywiadzie mówi w liczbie mnogiej "my" i tak powinno być, bo przecież prezes realizuje tylko politykę i postanowienia zarządu. Tak przynajmniej jest w spółkach prawa handlowego, stowarzyszeniach czy fundacjach.
Ktoś inny z kolei zauważa, że zmiany już nastąpiły i są konsekwencją świadomości dotychczasowych ograniczeń. No tak, lepiej późno niż wcale. Tylko ile lat na to trzeba było i jakie koszty trzeba było ponieść, aby otworzyć komuś oczy... Rzeczywiście, jakie to szczęście! Szczególnie, jak spojrzeć na to przez pryzmat "osiągnięć" nowego "fachowego" kierownictwa ośrodka, które mając po modernizacji najnowocześniejsze technologie i urządzenia produkuje mniej materiału zarybieniowego niż przed modernizacją. Ile lat będą się uczyć, zanim ktoś znowu przejrzy na oczy...?
Myślę, że nikt nie wini TMP o brak ryb, tylko o brak reakcji na to, co dzieje się z wodami - melioracjami, hodowlami, elektrowniami i zbiornikami przeciwpowodziowymi, które powstają na Parsęcie i Radwi, itd. Od paru lat trudno oprzeć się wrażeniu, że działania te mają cichą akceptację Towarzystwa, wynikającą, jak sądzi większość, z umowy z dyrektorem RZGW ale czy tylko...? Umowa to przedziwna, bowiem miała dotyczyć głównie informowania o planach działań i konsultacji, a przecież to cholerny obowiązek każdej instytucji ingerującej w środowisko naturalne, wynikający z konwencji i umów UE! Towarzystwa są po to, aby kontrolować, a nie nie układać się z kimkolwiek!