Artur Furdyna napisał:Panie Jerzy!
Dziękuję za cenne uwagi. Jest jednak pewna kwestia, którą chyba rozumiemy różnie. Nie oczekuje od Państwa nieuzasadnionych nakładów, a jedynie sensownego gospodarowania, tym, co i tak jest wydawane. Jeśli służba o nazwie PSR traci 75% czasu na przemieszczanie się, to chyba jest tu jakiś błąd organizacyjny. Inna sprawa to niewykorzystywanie potencjału jaki leży w innych służbach, jak np. SG, czy SSR. Strażnicy PSR mogliby znacznie skuteczniej działać będąc oddelegowanymi do koordynowania tych innych służb w powiatach. W pewnych przypadkach mogłoby to odbywać się cało rocznie, w innych sezonowo. Fakt zaś nie doceniania zasobów rybnych jako potencjału dla rozwoju sektora turystycznego to główna przyczyna, moim zdaniem, takiego, a nie innego podejścia do zwalczania kłusownictwa. Na naszej stronie pojawią się niebawem dwie prezentacje dotyczące tych kwestii. Zapraszam do lektury i dyskusji.
Szanowny Panie Arturze,
Bardzo słusznie zauważył Pan, że potencjał zasobów rybnych jest niedoceniany. Wynika to wprost ze sposobu zorganizowania wędkarstwa, jednak organizowanie wędkarstwa w Polsce jest w rękach tej częsci "państwa", którą są ... sami wędkarze.
Wędkarze zaś organizują swoje wędkarstwo w taki sposób, żeby jak najmniejszym nakładem uzyskiwać jak najwiekszy dostęp do eksploatowania łowisk, niechętnie zaś "kręcą bicz" na siebie w postaci ponoszenia nakładów na kontrolowanie swoich poczynań. Nie chce Pan chyba sugerować, że służby m.in. chroniące łowiska przed kłusownictwem, a właściwie, jak napisałem, zgodnie z Ustawą - nadzorujące wykonywanie Ustawy, omijałyby szerokim łukiem wędkarzy, zajmując sie tylko kłusownikami ...
Prowadzimy, jako wędkarze, gospodarkę na obwodach rybackich, użytkowanych na podstawie umów z RZGW jako reprezentantem SP (właściciela). Wpłacamy za to, co na całym świecie jest rozumiane jako "fishing rights" czyli "uprawnienia połowowe" temu "właścicelowi" jakieś śmieszne kwoty, będące równowartością worka żyta za hektar wody rocznie ...
W zasadzie za te pieniadze "państwo" powinno racjonalnie zorganizowac to, co dotyczy obsługi, czyli w tym tej nieszczęsnej PSR.
W zasadzie PSR , jak też pisałem, nie jest "na usługach" uzytkowników rybackich ... Jest służbą wojewódzką, nadzorującą i uzytkowników rybackich, ich działania, jak też dokonujacych połowu - zarówno użytkowników rybackich, jak i łowiących za upoważnieniem jak i zezwoleniem uzyskanym od użytkowników rybackich.
Wyzwaniem dla nas, jako użytkowników rybackich, jest osiągniecie partnerskiego statusu wobec innych, a taką partnerską pozycję uzyskuje się wtedy, kiedy aktywność gospodarcza i organizacyjna takiego podmiotu, który użytkuje npo. wody publiczne, przynosi wartość dla regionu, okolicy, przynosi dochody fiskalne, prowadzi prace wychowawczą, zapewnia miejsca pracy, przyciąga kapitał inwestycyjny, wnosi istotny wkład w generowanie przychodów dla hoteli, restauracji, sklepów, usługodawców, w regionie. Jednym słowem, partnerem staje się ktoś, kto znikając z "rynku" spowodowałby znaczącą "wyrwę" w funkcjonowaniu regionu. Kto też wykorzystuje możliwości jakie stwarza system prawny, biorąc na siebie koszty funkcjonowania w ramach prowadzonej działalności. Co może byc prowadzone w ramach wolontariatu, to może , a sa dziedziny, które wymagają profesjonalnego wykonania i nakładów na sfinansowanie go przez prowadzących zagospodarowanie.
Co by się stało w regionie, gdyby nagle wędkarzy nie było?
Odpowiadając sobie na takie pytanie można łatwo ocenić własne znaczenie w dyskusjach z innymi podmiotami.
Pisałem wielokrotnie o "socjoekonomicznej wartości wedkarstwa", przytaczając liczne przykłądy z wielu krajów, w których wędkarze stanowią istotną siłe ekonomiczną, a wędkarstwo jest jednym z istotnych elementów całego rynku turystycznego. U nas nie wiem, czy w ogóle jest mierzone, jako element analiz ruchu turystycznego itp. Sami też w ten sposób nie podchodzimy do wędkarstwa, do budowania naszego znaczenia. W wielu krajach to właśnie organizacje wędkarskie zlecają badania analizujące udział ruchu wędkarzy w turystyce, obliczają "wartośc socjoekonomiczną" złowionych ryb, czyli obecnoscui ryb w wodzie, zależnmości miedzy stanem łowisk a obrotami rynku turystucznego itp. Wielokrotnie prowadziłęm rozmowy na ten temat w róznych środowiskach zarówno decydujących o działaniach wędkarzy, jak i z przedstawicielami samorzaów rtóznych szczebli, czy administracji rzadowej, jednak bez zainteresowania nas samych, nikt nam tego nie zmierzy za nas. A jeśli chcemy pokazać znaczenie wędkrstwa, musimy mieć w ręce twarde dowody.
Swego czasu była w Irlandii "The Great Rod War" (1987-1990). Mało kto o niej wie, a kiedy sugerowałem Kolegom mieszkającym w Irlandii o to, żeby zapytali tamtejszych wędkarzy o to wydarzenie, to jakoś nie potrafili.
Pokrótce - rzecz w tym, że w Irlandii, podobnie jak w Polsce, wody były "państwowe", a prawo połowu ryb było nieodpłatnym przywilejem każdego (warto wziąć poprawkę na zasobnośc wód, gęstośc zaludnienia itp.). Wody są traktowane jako łowiska ("fisheries") i są zarzadzane przez regionalne Fisheries Boards, administrujące łowiskami. Rząd Irlandii postanowił nałożyć opłatę państwową, coś w rodzaju "krajowej licencji". Wśród wędkarzy, którzy, jak to Irlandczycy, mają podobną strukturę społeczną jak w Polsce, zrodził się bunt, wynikajacy z reakcji na "pozbawienie przywilejów". Wm porozumieniu organizacji wędkarskich, wędkarze PRZESTALI ŁOWIĆ RYBY I NIE ŁOWILI PRZEZ DWA LATA. Tacy zawzięci, ale i tak zorganizowani. Wprawdzie w obliczu "zagrożenia", ale zawsze ...
W wyniku tego zachowania wędkarzy okazało się, że ... do rządu zwócili się właściciele hoteli i pensjonatów, szczególnie z zachodniej Irlandii, stosunkowo mało zaludnionej i wówczas uboższej części Irlandii, bo stwierdzili, że w wyniku nieobecności wędkarzy z obrotu turystycznego ubyło ... 75 000 "noclegów", oraz połaczonej z nimi konsumpcji, zapotrzebowania na usługi, wynajmu łodzi, zakupów sprzetu itp.itd. Ostatecznie państwowe licencje nie zostały wprowadzone. Jednocześnie wędkarze zobowiązali się do udziału w przedsięwzięciach na rzecz gospodarowania w łowiskach, oraz do zbierania funduszy w ramach dobrowolnych licencji. Praca wędkarzy i zaangażowanie w gospodarcze przedsięwzięcia pozwoliły na wynegocjowanie partnerskich relacji, w ramach których każdy (wówczas) funt irlandzki zebrany przez wędkarzy był wspierany drugim funtem z funduszy publicznych, i przeznaczany na pokrywanie kosztów prac wykonywanych przez wędkarzy.
Jeśli pisze Pan, że chodzi tylko o to, żeby istniejące służby lepiej wykorzystywały swój czas, to wiele zagadnień dotycxzących tego leży w naszych rękach. Profesjonalna straż rybacka, zawodowa, wyposażona, wynagradzana, związana zaobowiązaniami pracowniczymi z uzytkonikiem rybackim, który uzyskuje od organów powiatu zgodnę na utworzenie takiej straży, współpracująca z PSR, stanowi najlepszy środek do aktywowania działan PSR w regionie.
Wspomniany przez Pana udział czasu przemieszczania się w całości działania tej służby staram się zrozumieć ... Miałem taki okres w pracy, kiedy bardzo dużo podróżówałem, a wykonanie pracy w róznych miejscach w Polsce wymagało ode mnie przejechania prawie 6000 km samochodem. W polskich warunkach oznaczało to prawie 8 godzin dziennie za kierownicą, a dopiero ponad to, wykonanie całej pracy. Oczywiście, taki "dojazd do pracy" oznaczał albo wyjazd dzień wcześniej, albo nocleg po wykonwaniu pracy, czasem kilka dni poza domem ... Nie wiem jak "dojazdy do pracy" są rozwiązywane w służbach, ale chyba jest to do rozwiązania w rozmowach z nadzorujacymi pracę służb. Poza tym często praca służb nadzorujących, patrolujących polega własnie na przemieszczaniu się. Wracając do mojego doświadczenia - to przemieszczanie się wynikało z pracy w połowie Polski, bo przemieszczałem się między Lublionem, Krakowem, Warszawą, Kielcami, Wrocławiem, Jelenią Górą, a zdarzały się tez "wypady" do Szczecina czy do Gdańska ...
Strażnicy PSR mają chyba nieco mniejsze "rejony".
To ja zapraszam Pana do dyskusji, do poszerzania zagadnień zamieszczonych w raportach, do opdniesienia się do tych rozwiazań, które przedstawiam i proponuję.
Pozdrawiam serdecznie
Jerzy Kowalski