Cześć, Grzesiu mnie wydał...
W sobotę o 3 rano ruszamy na inaugurację sezonu trociowego na Bałtyku.
Pełni dobrych chęci zajeżdżamy na plażę. Morze - lusterko. Jest dobrze (myślę). Ruszamy do przygotowania sprzętu. Montujemy na Mirka pontonie 4.2 m naszą nowiutką Yamaszkę 8 KM i dzida na ryby...
Pogoda piękna, ciepło przyjemnie i buuch... gwizd z kołowrotka i po 5 minutach melduje się u mnie śliczna samica z zarybień 58 cm.
Pływamy dalej. Po dłuższej chwili bez brań płyniemy na 10 m. Tam też nic dlatego wracam zygzakiem do brzegu. Na jakiś 4,7 m nagle mój kijek strzela jak z katapulty, gwizd z kołowrotka i luz. Nim zdążyłem się zorientować ryba się spina. Duża...
Podniecony relacjonuję Mirkowi co się działo i nagle w trakcie rozmowy Mirkowa wędka wali mnie po plecach a kołowrotek wydaje podobną melodię co u mnie przed chwilą i zaczęło się...
Świeca za świecą zwroty pompa - wszystkie możliwe tricki szalonego srebrnego wściekłego Pana Trocia. Szybko wyjmuję telefon i nagrywam...
Oj Mireczek się napocił... chyba ze 20 minut miał tej zabawy. Giry mu się trzęsły jak haribo,
a efekt? Proszę... 85 cm. (po dokładnych pomiarach).
Teraz widać jego wielkość przy mojej rybce... koń jak marzenie...
Pięknie ! Na tym kończymy I turę. Płyniemy do brzegu po browara i mojego syna, który odsypiał podróż na kwaterze.
Jak widać morze jak lusterko, do wieczora tak było ale rybki gdzieś czmychnęły bo kończyliśmy na 0. Na drugi dzień okazało się, że przyroda wyczuwa co się święci. Rano na miejscu gdzie stał mój chłopak można zobaczyć jak morze potrafi się zmienić.
Nie było szans na jakiekolwiek łowienie. Trudno taki nasz los,morze raz obdarzy a raz nie... Ale jeszcze tu wrócimy nie raz!
Pozdrawiam.
p.s. Filmik niebawem też wrzucę.