A ja kobietom w wędkarstwie mówię zdecydowane nie! Zajęcie to (zwłaszcza w wersji pstrągowej) brudne (błoto), trudne (bagna, chaszcze) i nudne (mało brań). Dołożyć do tego trzeba, zwłaszcza w końcówce sezonu, niezliczone ilości pająków, komarów, ślimaków i chrabąszczy (wisienką na trocie są tłuste krzyżaki spacerujące po dłoniach i włosach). Liczne żaby, ropuchy i pijawki to właściwie, przy reszcie towarzystwa, sama przyjemność. Pewnym rozwiązaniem zdaje się być uprawianie wędkarstwa stacjonarnego, ale tu uczulam, aby szczególnie unikać łowienia na tzw. glizdy. Przetrzymywane są one w ciemnej, wilgotnej ziemi, co skutkuje utytłaniem paluchów (domywać trzeba pumeksem) i odkładaniem się mało efektownego, za to bardzo widocznego, brudu pod paznokciami. Chłop to chłop, jakoś te niedogodności zniesie, byle zażyć atawistycznej potrzeby wolności i polowania, ale paniom szczerze doradzam poważnie się zastanowić. Jest przecież wiele fantastycznych zajęć, które znacznie lepiej odpowiadają zmysłowej naturze kobiety. Żeby nie być gołosłownym wymieniam kilka: uprawa kwiatów doniczkowych (w rękawiczkach), malarstwo sztalugowe, szydełkowanie (tak, tak, mocno obecnie zapomniane i bardzo niedoceniane), indoor cycling (bez skojarzeń, chodzi o jazdę na rowerze w ciemnym pomieszczeniu), taniec towarzyski (najbardziej polecam te formy, które nie wymagają wsparcia ze strony partnera), wyplatanie koszyków (patrz szydełkowanie). Od razu dodaję, że to tylko naprędce zebrane i wybrane przykłady. Jeśli coś nakłamałem to z góry przepraszam, powyższy tekst przedstawiam mój stan wiedzy na ten temat na chwilę obecną i możliwe jest, że stan ten nie jest kompletny i nie mieści się w granicach normy.
Pozdrawiam i miłego dnia życzę