Dobrze napisany artykuł, ale odnoszę wrażenie, że autor ma na celu przekonanie wszystkich "nieprzekonanych" do swojego zdania, czego zresztą nie ukrywa, wyrażając jasno swoje oczekiwania w podsumowaniu.
Mam jednak klika uwag.
Zacząłbym od tego, że nie można porównywać rzek polskich z rzekami, w których od lat stara się doprowadzić do jak najbardziej naturalnego rozrodu tych ryb, a nie uprawiać rybactwo, jak ma to miejsce w naszym kraju. Niestety, o złej kondycji populacji naszych ryb świadczy liczba chorych osobników rokrocznie pojawiających się w rzekach. Jest to efekt sztucznego rozrodu, czyli tak naprawdę sztucznego doboru osobników do tarła, a nie naturalnego, co rodzi rozległe konsekwencje, m.in. zubożenie puli genowej, a więc mniejszego zróżnicowania pomiędzy osobnikami w populacji. Brak tego zróżnicowania powoduje, że mamy wiele ryb o takich samych cechach, w tym np. o małej odporności na UDN, stąd tyle chorych ryb.
Czy takie ryby zasługują na ochronę? Odpowiedź z punktu ekologicznego nie jest taka prosta. Z jednej strony tak, bo gdy jest więcej ryb, to więcej przystąpi ich do naturalnego tarła, a tym samym więcej zdrowych/"dopasowanych" ryb w przyszłych latach.
Czy jednak zwiększona ochrona keltów się do tego przyczyni? Raczej nie, bo skoro jakaś ryba jest keltem, tzn. że się wytarła i zostawiła swoje geny i jeśli są dobre, to jej potomstwo zrobi to w przyszłości, ale już będzie lepiej dopasowane do warunków w danej rzece niż mama. Ponadto potomstwa ma nieco inne geny niż matka i wprowadzi coś nowego do puli genowej, natomiast matka wprowadza wciąż te same (jak w hodowli).
Niedawno popełniono doktorat, w którym analizowano genotypy min. troci wiślanej, sprzed kilku dekad i obecny - wynik jest mocno zatrważający. Konsekwencje są jednak odwracalne, ale należy iść w kierunku naturalnego rozrodu.
Natomiast zgadzam się z tym, że ze względów ekonomicznych lepiej kelta wypuścić. Nie zgadzam się jednak z tym, że lepiej zabijać ryby latem i jesienią. To właśnie one mają znacznie większe szanse na udane tarło naturalne niż kelty, które muszą przetrwać do kolejnego roku.
Z ekologicznego punktu widzenia zatem lepiej zabić kelta niż srebrniaka.
A tak naprawdę ryb nam nie brakuje, brakuje kompleksowych działań prowadzących do zdrowej populacji, czyli powrotu do natury
Z jednej strony fajnie, że wędkarze chcą coś zrobić w celu "ratowania" populacji, ale nie należy ulegać emocjom, a analiza wszystkich czynników jest mocno wskazana.
Kiedyś ktoś mądry powiedział, że najwięcej szkód w przyrodzie wyrządzają ekolodzy....