Przepraszam,że po poście Dmycha rozmyję temat, ale czasami nie da się przejść obojętnie koło niektórych wypowiedzi.
Z jednej strony Artur udowadnia, że praktycznie nie ma u nas takich lokalizacji MEW, które byłyby w miarę neutralne dla ekosystemu. Krzysztof z drugiej strony daje przykład ekologicznie świadomego właściciela MEW. Jeśliby przyjąć założenie Artura o zbyt dużym wpływie MEW na środowisko w polskich warunkach, to niezależnie od świadomości ekologicznej właściciela takiej elektrowni, znaczna większość z nich byłaby zbyt kosztowna dla ekosystemu, ergo zła, ergo: powinniśmy im przeciwdziałać.
Tomek zastanów się, może to jednak Ty nie czytasz uważnie lub czegoś nie zrozumiałeś(nie gniewaj się, że zastosowałem Twój sposób wyrażenia emocji;) ). Próbujesz udowodnić coś, czego nie ma sensu udowadniać.
Życie to nie dwie, ale gama barw. Wyraziłem krótko pogląd na problem, bardziej złożony niż się na pierwszy rzut oka wydaje. W związku z tym, logiczne rozumowanie, na które tak się powołujesz, aby nie prowadziło na manowce winno wynikać ze znajomości tematu oraz opierać się na realiach związanych z omawianą rzeczywistością.
Gdy wspomniałem o jedynym znanym mi MEW-karzu przestrzegającym tylko i aż, postanowień decyzji wodno prawnej (i nic tu nie ma do rzeczy świadomość ekologiczna, której u Niego mówiąc miedzy nami nie zauważyłem) chodziło mi o to, że eksploatujący elektrownię winien być Człowiekiem i rozumieć potrzeby innych ludzi a skorzysta na tym otaczająca nas przyroda.
Nauczyłem się jednego. Chcąc uzyskać cokolwiek dla środowiska musisz wykazać, że jest to bardziej potrzebne lokalnej społeczności lub, że nie przyjęcie jakiegoś ekologicznego rozwiązania stanowić może dla niej określone zagrożenie. Jest jeszcze jeden przypadek, gdy coś działa lub powstało niezgodnie z prawem, ale musisz mieć na to grube argumenty. Tylko wtedy masz realne szanse pomóc przyrodzie. Użyłem pozytywnego (z punktu widzenia zwykłego zjadacza chleba), ale niestety bardzo rzadkiego przykładu zachowań, aby wykazać, że w przypadku istniejących już i wykorzystywanych do potrzeb energetycznych obiektów, potępianie w czambuł nawet tych pracujących w zgodzie z prawem i pisanie, że trzeba im przeciwdziałać, spowoduje, że pośród ludzi z zewnątrz będziesz uważany za ekooszołoma. A takie wzbudzanie kontrowersyjnych emocji nie przysłuży się sprawie i nie przysporzy ci sojuszników "w szarym tłumie" a na pewno nie wzbudzisz zrozumienia u włodarzy.
Po pierwsze, antagonizując się na ten czas ze wszystkimi (w tym przypadku uczciwymi i nieuczciwymi użytkownikami MEW) nic nie wskórasz. Po drugie, myślmy globalnie, jednak działajmy lokalnie wyłuskując i pokazując poszczególne, negatywne przykłady funkcjonowania tej grupy zawodowej. Tylko pytanie, kto i jak ma to robić i czy wystarczy pisać teksty oderwane od rzeczywistości. Do ogółu przemawiają raczej konkretne przykłady, przykłady naprawdę szeroko rozumianych szkodliwych zachowań.
O tym, że MEW-ki są szkodliwe dla środowiska, wiemy. Jednak patrząc z drugiej strony czy jest sens i czy da się negować je wszystkie bez wyjątku? Pewnie da, ale z jaką skutecznością?
Spójrz do około siebie. W wielu dziedzinach odciskamy piętno na środowisku. I to co w naszym mniemaniu jest karygodne inni upatrują w tym drobną uciążliwość, a nawet odnajdują pozytywne jej aspekty. Musimy umieć zrozumieć, co jest na tę chwilę akceptowalne przez społeczeństwo lub jak tę akceptację wywołać i wykorzystać jego poparcie. Świadomość buduje się małymi krokami na gruncie, nie z lotu ptaka. Z lotu ptaka można poszerzać horyzonty. W gronie forsa, nie brakuje i tych patrzących górnolotnie oraz tych świadomych występującego problemu. Brakuje ich w miejscu wymagającym konkretnych działań, które zarazem budują postawę lokalnych społeczności. Dlatego takie spojrzenie jak w przytoczonym cytacie, kiedy sprawy są bardziej skomplikowane, mija się z celem. Samo takie uogólnianie a przez to, występujące często wyciąganie mylnych i nic nieznaczących wniosków jest jak to trafnie określił Mirek (nie mając zamiaru nikogo obrażać) tzw. biciem piany.
Tak jak Mondavi wczweśniej zauważył budowanie MEW-ek jest nie opłacalne !
Macie rację, ale jak w wielu przypadkach tak i gdy chodzi o MEW-ki opłacalność to rzecz względna. Wszystko zależy od punktu widzenia i udogodnień, na których ktoś traci a inny zyskuje. I tu tkwi problem. Dobrze wiecie, dopóki inwestor nie będzie ponosił w stu procentach kosztów inwestycji i eksploatacji elektrowni wodnych(a na to długo się jeszcze nie zanosi) dopóty presja na ich budowę nie zniknie. A do tego czasu szansę na ratunek będą miały tylko rzeki mające swoich zorganizowanych obrońców.
Pospolite ruszenie nie do końca się sprawdza, czego przykład mieliśmy na Dunajcu i wiemy z kilku różnych wcześniejszych akcji. Z tego, co zauważyłem gdyby nie lokalna organizacja byłoby po sprawie. I dlatego powiem o czymś, co mi się bardzo nie podoba. O ile rozumiem wędkarzy uczciwie przyznających, że ważniejsza jest dla niech rodzina, firma, kariera i pieniądze a na końcu łowienie ryb tak, że nie mają czasu na nic poza tym, o tyle dziwi mnie postawa kolegów, patrzących na nasze rzeki i ekologię przez pryzmat PZW i uzależniających nawet drobne zaangażowanie od tego, że jest on ich dzierżawcą(dziwi mnie tylko, że nie mają awersji do łowienia w tych wodach).
Postawa taka jest niepotrzebnie "propagowana" i demoralizująca, tym bardziej bo pojawia się w momencie stale rosnącego zagrożenia nad naszymi rzekami. Właśnie teraz powinno być nas więcej i w żaden sposób nie można nikogo do tego zniechęcać. Nie chcesz pomóc nie pomagaj tym bardziej nie musisz się z tego tłumaczyć i bezwiednie "krzewić" takiej postawy.