Forell,
Spójrz na to od strony procesów, a nie od strony etykietek. Teraz socjalizm jest ukryty i trudno go zobaczyć. Jednak czym się różni dopłacanie do deficytowego zakładu państwowego z zysków wypracowanych przez zakłady rentowne podczas PRL-u, od ratowania w czasie kryzysu prywatnych firm za pieniądze podatnika w USA?
Nie ma nawet większego znaczenia czy zakłady są państwowe, czy też prywatne ale z ogromną ilością zakazów i nakazów. Będąc prywatnym właścicielem nie jesteś panem na swoich włościah, więc to, że jest to twoją prywatną własnością nie ma większego znaczenia. Jeteś ograniczony przez zbyt liczne przepisy i w sumie urzędnik państwowy jest ekwiwalentem wydającego polecenia zarządu państwowej spółki. Normy każą ci produkować np. pasteryzowane mleko, więc nie ma znaczenia, że zakład jest prywatny. Zakład prawdziwie prywatny to taki, który może produkować mleko jakie chce, a nie takie które narzuci mu urzędnik. Produkować można nawet gówno w proszku i jak znajdą się konsumenci do kuopwania gówna w proszku, urzędnikowi od tego wara. Jedyny przepis w prawie karnym dotyczący rozprowadzania żywności to taki, aby opis na produkcie był zgodny ze stanem faktycznym - więcej przepisów nie trzeba. Możesz wówczas wziąć te wszystkie akty i rozporządzenia mówiące o uregulowaniach w produkcji żywności i zwyczajnie je spalić. Firmom nie zależy na truciu ludzi, chcą być jak najlepiej postrzegane, więc ten bodźiec załatwia 99 % przypadków. A ten 1 % nieporządnych, kary za odmienny opis na opakowaniu od stanu faktycznego. I po co komplikować?
Jeżeli panowałby dziki kapitalizm, to ja po kupnie państwowego zakładu uregulowanego przez liczne państwowe przepisy, staje się nagle wolny jak ptak i zakład ten uwalniam spod tych ograniczeń. Tak jednak nie jest, bo masz za dużo uregulowań i przepisów, które są odpowiednikami rozwiązań jawnie socjalistycznych. Skoro urzędnik mówi co rusz co i jak mam robić w swoim zakładzie, to właścicielem jetsem na papierze, natomiast wiele poleceń wydaje urząd.
Kraje w których wszystkie podatki do kupki everybody wynoszą kilkadziestiąt procent, w których panuje przymus ubezpieczeń, w których o byle gówno musisz się pytać urzędnika o zgodę, w których dla twojego bezpieczeństwa ktoś każe zapinać ci pasy w samochodzie... to dla mnie kraje jawnie lub niejawnie ale zawsze socjalistyczne. Istotą socjalizmu są bowiem uregulowania i decydowanie za wolnego człowieka, co by sobie krzywdy nie zrobił. Dodatkowo dla mnie kraj w którym panuje podatek dochodowy i jest przymus posiadania dokumentów tożsamości to kraj faszystowski, bowiem również w obozach koncentracyjnych numerowano ludzi. Jestem ekstremalnym wolnościowcem i nie każ mi publicznie wysławiać czegoś, na co niemal codziennie rzygam i pluję. Opodatkowywać pracę? Numerować ludzi? Czyś ty zwariował - nigdy tego nie poprę, to jest jakieś czyste wariactwo, bardzo zresztą na świecie popularne. Jest na to teoria dlaczego tak jest, ale to wykład na dłuższe posiedzenie. Opodatkować można co najwyżej konsumpcję - kto więcej konsumuje więcej płaci (VAT), ale nie kto więcej pracuje, to zniechęca do pracy!!!
Właśnie przez rządy na świecie są kryzysy, wojny, ludobójstwa itp. W warunkach pokojowych tworzą się piękne tygle kulturowe, których żadna stworzona przez polityków globalizacja nigdy nie utworzy. To jest globalizacja oddolna, wynikająca ze spontanicznych interakcji międzyludzkich. To jest coś co kiedyś mieliśmy na kresach, a zostało zniszczone przez XX wieczne "izmy".
A porządek to już jest zupełnie inna sprawa. Właśnie przez zbyt liczne uregulowania panuje chaos i burdel oraz korupcja. Ile dziedzin życia jest zbędnie uregulowanych? A ile potrzebnych rzeczy nie jest uregulowanych, jak na przykład zakaz zabudowy a terenach zalewowych? Dlaczego tak jest? Bo złodzieje w urzędach nie mają żadnego interesu aby uporządkować zagospodarowanie przestrzenne. A dlaczego dla pozornego ładu jest tyle koncesji i pozwoleń? No bo to już się opłaca, być na granicy procesów państwo - gospodarka i brać łapówy. To nie jest dziki kapitalizm, to jest dzikie państwowe bandyctwo poza kontrolą społeczną. Kradzież z podatków pieniędzy do sektora finansowego to dziki socjalizm.
A może nazwiesz kapitalizmem dzierżawę jeziora, którego żaden prywatny właściciel pewnie by nie eksploatował bez miary, ale z uwagi na to, że jest to tylko dzierżawa nie swojej własności i to jeszcze na pewien okres dochodzi do rabunkowej gospodarki rybackiej. A może stawianie zapory firmie energetycznej za 20 mln zł z budżetu państwa jest kapitalizmem? A może regulacje koryt rzecznych są kapitalizmem? A może polityka lekowa i sztuczne windowanie cen z powodu ograniczania rynku przez listę leków i zduszanie konkurencji?
Jarosław napisał:Najlepiej aby o socjaliźmie w Polskim wydaniu wypowiadali się ci co w nim musieli żyć a nie ci co go znają z komiksów, ale jak chodzi o porównanie ilości ryb u nas i u naszych północnych sąsiadów to bardziej chodzi i mentalność i kulturę obcowania ze swoja przyroda niż nasza przeszłość w której wszystko było wspólne a śmieci czy ścieki też były wpuszczane do wspólnych rzek. Ryby też były wspólne czyli niczyje. Wielu nadal tak uważa szczególnie tych mieszkających blisko rzek i jezior. Przecież to dobro społeczne dane nam na zawsze.
Różnice w mentalności to sprawka historii, wystarczy ją poznać i wszystko staje się jasne.
Co do życia w socjaliźmie o który chyba ci chodzi, czyli PRL - mówisz, że trzeba było w nim żyć, aby się wypowiadać... Hmmm, teraz też cała masa ludzi żyje, a nie dostrzega pewnych procesów współczesności. Co takie bezrefleksyjne jednostki powiedzą nam za kilkadziesiąt lat? Fantazje rodem z mainstreamowych mediów, które ludzie łykają jak pelikany?
Pozdrawiam
Krzysiek