Nie sądzę żeby było potrzebne jakieś specjalne pozdrowienie.
Wystarczy nienachalna uprzejmość.
Ja stosuję terytorializm pozdrowieniowy z pewnymi niuansami.
Nad wodami "górskimi" wędkarzom mówię "dzień dobry", tylko spinningistom (i muszkarzom), nie mówię takim chamom, którzy dają się słyszeć z odległości kilometra.
Na innych wodach rzadko, choć coraz częściej, z wyłączeniem grunciarzy, których widziałem jak wynosili niewymiarowe sumki w krzaki.
Zbytek uprzejmości czasem bywa męczący.
Nad Wisłą przychodził kiedyś taki, który potrzebował mieć słuchacza i brzęczał Ci za uchem dwie godziny. Jak zmieniałeś miejsce, szedł za tobą. Mówiło się o nim "Ten stary h.. Czerwiński."
Kiedyś na Drwęcy płynęli kajakarze, było ich ze stu, przy pięćdziesiątym "dzień dobry" nie wytrzymałem i odpowiedź brzmiała "spadaj!"
I jeszcze jeden incydent z kajakarzami: niecały kilometr poniżej mostu w Bardach w maju zapytali o Bardy , jak powiedziałem, że minęli postanowili zawrócić, akurat w moim łowisku, na kamiennej bystrzynie, trwało to około 15 minut. Już nie byłem uprzejmy.