Zaczęliśmy wcześnie rano.
Pogoda dość fajna i wydawało się, że będzie sporo brań.
Niestety, mimo indiańskich podchodów, rzutów w punkt etc, tylko odprowadzały i zezłoszczone odganiały.
A i to niewiele.
Wreszcie jakieś 38 cm zlitowało się i puknęło zdrowo za napływem.
Potem znów nic.
Koledzy postanowili "pomuchować" a ja uparcie zacząłem obławiać już odwiedzane kilka godzin wcześniej miejscówki.
Aż tu na raz "jak nie huknie", i młyn.
Wyjazd z kołowrotka, próby wejścia w zaczepy.
A na koniec wbił się solidnie w muł. Dlatego taki "usmarowany" , a i mnie pochlapał mułem przy podbieraniu.
To dzisiejsze moje 57 cm .
Po szybkiej sesji do wody.
Wrócił cało i zdrowo do domu.