Byłem dziś do 8.30. łowiłem od mostu w Chocielewku. Miałem aż pieć kontaktów i tylko jedna wyjęta rybka. Najpierw pod nogi podpłynęła mi tak koło 3kg. Chciałem podać jej blachę, ale tylko oparła się o jej bok głowy i chyba sie ukłuła i zniknęła w toni. Najprawdopodobniej była to ryba, którą "utopili" 5 min wcześniej 50 metrów niżej na drugim brzegu. Potem 100m niżej miałem uderzenie na środku (dwa szarpnięcia), ale w tym czasie zapatrzyłem się w góre rzeki i jak zaciąłem to było za późno.
Następne 100m i miałem puknięcie. Potem zszedłem aż pomiżej tamy, ale nic się nie działo.
Na koniec wróciłem w miejsce gdzie miałem brania. Był jeden wędkarz, po chwili jak skończył łowienie notuję szarpnięcie na pracującego ok. 1min pod brzegiem woblera. Zacinam, pusto. Nad wodą też pusto
. Po ok. 15 min jakieś 30m niżej branie na środku rzeki. Rybka niespodziewanie ostro walczy, ok. 5 min hol i ląduje na brzegu - 57cm. Jest 15.50. Łowię jeszcze ok 20min, robi się całkiem ciemno. Z wody schodzę chyba ostatni, na moście tylko mój samochód
A to tęczak z 3 stycznia