Ja miałem w tym roku taką przygodę na Dobrzycy. Szedłem w górę. W pewnym momencie od dołu zbliżył się koleś, wyprzedził mnie i zaczął łowić ok 70m powyżej. Powiedziałem sobie ku..wa nie nie dam się tak wydymać. Więc szybko przeskoczyłem powyżej niego. Gość zrobił po chwili to samo więc ja odpowiedziałem tym samym. Przyjemność niesamowita takiego wyścigu...
Facet w końcu się zorientował, że ze mną nie wygra i stwierdził głośno, że on to takich wyścigów nie lubi....
Nie widział nic niestosownego w takim zachowaniu, tym bardziej, że sto metrów niżej miał mostek żeby chociaż przejść na drugą stronę. Nie przywitał, się a gębę otworzył dopiero w celu skomentowania mojego zachowania. Rozumiecie coś z tego...? Poczułem się tak jak bym łowił na jego prywatnym kawałku rzeki...