Jędrzej napisał:Nie trzeba być urzędnikiem, żeby oceniać pracę urzędników. Nie trzeba być politykiem, żeby oceniać pracę polityków.
Co do zasady zgoda. Jednak po pierwsze, dobrze byłoby mieć o pracy urzędników choćby śladowe pojęcie, a po drugie, oceniając pracę urzędników nie można bezpodstawnie obrzucać ich błotem i inwektywami, bo to tacy sami ludzie jak wszyscy inni.
Z politykami jest trochę inna sprawa, bo ci pochodzą z wyborów, z definicji podlegają ocenie i krytyce i swoim działaniem walczą o nasze poparcie.
Nie jestem urzędnikiem administracji publicznej, ale w mojej codziennej pracy zawodowej mam jakiś tam skromniutki udział w ocenie działań naszych urzędników i eliminowaniu ich ewentualnych błędów, również w dziedzinie ochrony środowiska i przyrody, w tym również ochrony rzek.
W baaardzo dużym skrócie kwestia zabudowy rzecznych terenów zalewowych przedstawia się następująco.
O tym czy dany teren na obszarze gminy może zostać przeznaczony pod zabudowę, decyduje miejscowy plan zagospodarowania przestrzennego. Z końcem 2003 r. dotychczas obowiązujące plany zagospodarowania przestrzennego utraciły moc i wszystkie gminy powinny uchwalić nowe plany. Niestety w skali kraju idzie to dość opornie i wiele gmin do dziś nie ma planów zagospodarowania przestrzennego.
Plany te są o tyle istotne, że gminy mogą w nich zdecydować, które tereny można zabudować, a na których terenach tego robić nie wolno, bo są one przeznaczone przykładowo pod tereny zalewowe dla pobliskiej rzeki.
Gdy w jakiejś gminie takiego planu nie ma, a właściciel gruntu położonego, dajmy na to w zasięgu obszaru zalewowego (jak się w ostatnich dniach okazało, może to być nawet kilka km od normalnego koryta rzeki) chce na swojej działce wybudować dom, musi uzyskać tzw. decyzję o warunkach zabudowy, która stanowi jakby namiastkę planu w odniesieniu do tej działki. Decyzja ta ustala szczegółowe warunki, według których dany obiekt można wybudować.
Zasada jest taka, że nie można odmówić wydania tej decyzji, jeżeli przewidziane w niej zamierzenie budowlane (np. dom mieszkalny) nie narusza przepisów prawa. W obowiązujących przepisach prawa nie ma nakazu urządzania terenów zalewowych i polderów, toteż gdy ktoś składa wniosek o wydanie decyzji o warunkach zabudowy dla terenu, który raz na kilkadziesiąt lat może zostać zalany, urzędnik nie ma podstaw, by na tej podstawie odmówić wydania decyzji.
Do tego dochodzi brak wiedzy, bowiem grzebanie przy środowisku naturalnym przez ostatnie dziesięciolecia dało złudne poczucie bezpieczeństwa przed żywiołem wodnym i sprawiło, że nasze cieki wodne stały się do pewnego stopnia nieprzewidywalne. Oczywiste jest przecież, że nikt zdrowy psychicznie nie będzie się świadomie pchał z majątkiem na teren, który może zostać objęty powodzią.
Jeżeli zatem chcemy stawiać zarzuty naszej administracji, to raczej z tego tytułu, że planów zagospodarowania przestrzennego albo nie ma, albo są ale nie wyłączają z zabudowy naturalnych rzecznych terenów zalewowych, albo tez nie ma odpowiednich ekspertyz jasno określających granice tych terenów. Nie podejrzewałbym natomiast lokalnych urzędników o łapownictwo w zamian za decyzje o warunkach zabudowy i pozwolenia na budowę, albo o jakiś skrajnie olewczy stosunek do swojej pracy, bo nie ma ku temu konkretnych podstaw.
Dodatkowo przy opracowywaniu projektów planów zagospodarowania przestrzennego gminy muszą często iść na udry z właścicielami gruntów, bo przecież wielu chce mieć działeczkę budowlaną, nawet w pobliżu rzeki, żeby sprzedać ją po wyższej cenie.