TEMAT: Trocie u naszych sąsiadów

"V České republice žije pstruh jezerní, pstruh potoční, pstruh americký duhový."

Sorki, nie mogłem się powstrzymać Obecni i duhovy, to nawet ma sens

P.S. Kocham ten język od czasu, kiedy będąc w Czechach w rowerze przebiłem dętkę, poszedłem do sklepu rowerowego, żeby kupić nową. Wiedziałem, że dętka to po czesku "dusza", więc po wejściu do sklepu walnąłem na cały głos: "Szukam dusze". Wszyscy klienci i obsługa zamarli biorąc mnie nie wiem, czy za jakiegoś zboczeńca, czy co?...

Po japońsku brzmi bardzo ciekawie.

Mondavi słusznie zauważył, że „a brown trout” to w tłumaczeniu z języka angielskiego pstrąg potokowy, a troć to tylko i wyłącznie „a sea trout”. Aczkolwiek w tzw. wolnym tłumaczeniu powiedzielibyśmy „a brown trout” – pstrąg brązowy, oraz „a sea trout” – pstrąg morski. Zważywszy na fakt, że troć wędrowna jest morskim odpowiednikiem pstrąga potokowego to zestaw słów (cytuję): Anglia: Sea trout, Brown trout uważam (subiektywnie) w pewnym sensie za poprawny. Co dalej: źródłosłów angielskiego a trout i polskiego troć wydają się mi być dziwnie podobne, zwłaszcza w wymowie!?!

ps
A co z głowacicą???
Starożytni Rzymianie powiedzieliby Hucho hucho, z angielskiego huchen lub potocznie (i tu uwaga!) Danube salmon – czyli Łosoś Dunaju!!!
Zdecydowanie łatwiej jest z tłumaczeniem tęczaka – Simple: a rainbow trout!

adi.obi napisał:
Ale za to tęczak morski, to żaden "sea rainbow trout", tylko ni w pięć nie w piętnaście "steelhead".

adi.obi napisał:
Naturalnym domem dla głowacicy jest właśnie Dunaj. Pierwsze osobniki, które przywieziono do Polski, żeby je rozmnażać przywieziono stamtąd (z Austrii chyba) i następnie zaczęto wpuszczać do naszych rzek, np. do Dunajca.

Dużo wędkarzy z okolic Szczecina wędkuje w przygranicznych rzekach, przede wszystkim Uckeer, ale nie tylko. Znakomita większość tych cieków jest zmieniona w stopniu tak dużym, że pewne gatunki ryb już tam siedlisk nie znajdują. Wyłozono ogromne pieniądze na odtworzenie
łososia, ale skutki nie sa zachwycające. Dopiero renaturyzacja dała pewne drobne efekty. Łowione sa trocie i łososie na niemieckiej części Zalewu Szczecińskiego, ale sami Niemcy twierdzą że po polskiej stronie jest lepiej. Łowią też w morzu u wybrzeży Uznam i Rugii.

Wlasnie to przeczytalem co napisales PZW sprzedaje trotki potarlowe marketom. Kurde o co tu chodzi na rzecz kogo dziala to cale PZW? Bo chyba nie w imieniu wedkarzy? A przynajmiej w tej sprawie. No nie wiem podobnie politycy dzialaja niby na rzecz obywateli, tylko pozornie. A rzeczywistosc kazdy wie jak wyglada. No nie wiem wiele mam w tym temacie watpliwosci.
pozdrawiam

flowhere napisał:Podobna opinia o Niemcach panuje w Norwegii. Mój znajomy Norweg stwierdził, że Niemcy jedyne co potrafią zostawić to "guano". Przyjeżdzają kamperami z pełną lodówką(żywność w Norwegii jest droga) i pustymi zamrażalkami na ryby, z WC najczęściej korzystają na stacjaach benzynowych i filetują. To m.in. dla nich wprowadzono limit na wywożone rybie mięso.

Polacy robia to samo jak czytalem jakas relacje z WW o wyprawie chyba gdzies polowy morskie (dorsz) w okolicach Szwecji lub Norwegii. caly czas przewijal sie temat filetowania mrozenia i wlasnie limitow ile miesa mozna wywiezc.
pozdrawiam
Ps mysle, ze do takiego zachowania sklonni sa nie tylko niemcy czy polacy.

Zapomnialem dodac, ze wlasnie takie wyprawy na tydzien do skandynawi kojaza mi sie z miesiarstwem najbardziej jechac nalapac do granic limitu i wrucic z wypchana waliza mrozonej ryby. Dlatego osobiscie nie potepiam nikogo, kto czasem zlowi troc czy inna rybe i ja zabiera do domu w koncu nie czesto sie to zdaza. Ale wyjazdy wedkarskie tego typu kojaza mi sie z wyprawa po miesa za granice. Pewnie wielu przelicza ile juz zlowili i czy juz im sie pobyt zwrocil chocby czesciowo.
pozdro

Podobnie było w Irlandii. Niemcy w latach 90-tych zjedli szczupaki z wielu irlandzkich wód.