SaguSS,
Gdyby wprowadzić regulacje o których mówię, to faktycznie mogłyby one doprowadzić do efektu odwrotnego do zamierzonego. Problem w tym, że ja pisząc to mam na myśli rozwiązania kompleksowe. Samo otwarcie rzeki bez żadnych zmian w systemie opłacania licencji za wędkowanie, spowodowałoby tylko najazd wygłodniałej gawiedzi i nic więcej. Ja myślę jednak o tym, by w okresie ciągu tarłowego ludzie łowili ryby na zasadach wędkowania takich jakie są na OS-ach. Chodzi o limitowanie dostępu do łowisk, limitowanie połowów i dokonywanie sensownych opłat za możliwość połowu w rzece pełnej ryb. Nie ma ekonomicznego uzasadnienia by takie zasady panowały przez cały rok. Jednak w okresie zwiększonego popytu na wędkowanie, gdy ryby masowo wstępują do rzek, zasady takie mogłyby zasilić skromne budżety okręgów PZW, z czego byłyby dodatkowe pieniądze na ochronę.
Tak jak jest teraz będzie zawsze, jak tacy ludzie jak Miko, będą naigrawać się publicznie z potrzeby wprowadzenia zasady ekwiwalentu za niewykonaną pracę społeczną członków stowarzyszenia. To, że ktoś chroni tarło ryb łososiowatych nie oznacza, że jego koncepcje są od razu święte i nieomylne. Są bowiem na świecie idealiści, którzy w ogóle nie odpowiadają za niezamierzone konsekwencje swoich poglądów. Jak śpiewa bowiem Bruce Dickinson: The road to hell is full of good intentions...
Jeśli wokół wstępujących troci nie powstanie wędkarska komercja, systemowe zasilanie budżetów kasy okręgów na ochronę, cywilizowana kontrola odłowów i limitowanie dostępu do wody, jeśli normalni wędkarze nie będą obecni nad wodą, podczas gdy kilkanaście ekip znad Parsęty obstawia swoje terytoria łowieckie... to wiecie co będzie....
- wieczne użeranie się z kłusownikami bez większych środków na ochronę dopływów tarliskowych,
- nieustanna przewaga ekonomiczna sprzedaży rybiego mięsa przez rybaków i kłusowników, nad nędznymi składeczkami na zagospodarowanie powszechnie dostępnych łowisk,
- brak argumentów ekonomicznych za ograniczeniem grodzenia sieciami rzek.
Albo sprzedaje się wrażenia i emocje wędkarskie. Albo cale regiony będą do końca świata skupione wokół rybiego mięsa, a beznadziejnie finansowane działania SSR będą bohatersko walczyć z kłusownikami na ile starczy determinacji.
Ty Miko, ani Twoi koledzy wracając z akcji ochrony tarlisk nie jesteście zwolnieni z odpowiedzialności społecznej za swoje poglądy na wędkarstwo. To nie jest Twoja prywatna sprawa co na ten temat myślisz, bo nasze rzeki nie są Twoją prywatną własnością. Dlatego prezentowane poglądy powinieneś z etycznego punktu widzenia uzasadnić innym. Jeśli w nosie masz zasadę ekwiwalentu, to znaczy jednocześnie, że w nosie masz potencjał finansowy tych wędkarzy, którzy mają pieniądze ale nie mają czasu na pracę w łowisku. Nieustanne blokowanie uruchomienia tego potencjału na podstawie jakiegoś widzimisię jest po prostu szkodliwe społecznie i gospodarczo.
Wędkarstwo musi ekonomicznie przegonić rybactwo. Tylko wtedy jest szansa na przebicie oferty gospodarczej rybaków. A jeśli etyczni wędkarze będą zgodnie z szacunkiem do obowiązującego prawa zwijać się znad wody kiedy jest ryba... pozostaną tylko wspomniane "ziutki" łowiący w grudniu mięcho oraz faziarze i sieciarze łowiący ryby wstępujące. A PZW zamiast golić pieniądze z okresowego OS-a na ryby wstępujące, będzie po tarle sprzedawać rybie mięcho, bo wędkarz to dla nich żaden biznes.
Dlatego wiesz co Ci powiem Miko? Wyrobię sobie legitymację SSR. I będę chronił wody pstrągowe, autentycznie pstrągowe. Nie chcę bowiem brać udziału w ochronie troci i budować coś z ludźmi, którzy uciekają jak od święconej wody od jakichkolwiek rozwiązań systemowych. Dopóki nie podejdziesz do wędkarstwa jak do części gospodarki, dopóty renta z dziesiątkowania ryb sieciami będzie większa niż renta z wędkarzy. I choćbyś walczył całe życie, nie wygrasz. Bo żeby całe regiony wyzwolić z kłusownictwa, musisz pokazać tym regionom pieniądze z wędkarstwa. Wtedy dopiero zwykli ludzie powiedzą, że faktycznie lepiej gościć wędkarzy na kwaterze, niż biegać po rzece z agregatem. To jest korzystne nie tylko gospodarczo, ale i społecznie. A regiony nie będą atrakcyjne, jak wody nie będą chronione. A nie będą chronione jak nie będzie pieniędzy. A pieniędzy nie będzie, jakbyśmy otworzyli jesienią rzeki za zwykłe opłaty okręgowe... najlepiej jeszcze z porozumieniami, tfu.
Skoro tylu ludzi rusza co roku na pomorskie rzeki połowić kelty... to myślę, że ciśnienie na połów ryb jesienią byłoby jeszcze większe. Nie mówiąc nawet o gospodarskim podejściu do selekcji naturalnej. Ryby wstępujące wędkarze odławiają losowo, zarówno sztuki zdrowe jak i słabowite. Z tarła spływają te zaś, o których wiemy, że nie mają problemu z dotarciem do tarlisk. I te najlepsze geny ryb właśnie zjadamy. Polska na siłę chce być oryginalna.
Pozdrawiam serdecznie
Krzysiek