Krótkie podsumowanie znad Parsęty.
Już w 2017 chciałem stanąć nad jej brzegiem, po raz pierwszy.
Opłaty wniesione, rezerwacja "mety" wypadowej w Kołobrzegu (by lepsza połowa przychylnym okiem, na moje zamiary patrzyła), namiary na miejscówki gotowe.......
Nie wyszło
Nie mniej, dzięki uprzejmości pracowników
sklep.parseta.pl/ odzyskałem nawet środki wpłacone, tytułem opłaty okresowej.
W tym roku powtórzyłem przygotowania i wreszcie zadebiutowałem nad Parsętą.
Debiut a raczej jego pierwszy dzień, to Zieleniewo i długie spacery łąkowymi odcinkami. Praktycznie na pusto, nie liczą krótkiego szczupaczka.
Dwa dni dla żony i kolejny wypad. Tym razem most w Ząbrowie z fajnym parkingiem
goo.gl/maps/G7GgZdToZrz
Do wody podążyłem jak w transie. Nawet torby z wyposażeniem nie zabrałem. Tak, jakbym wiedział.
Pierwsza miejscówka, na pusto. Kolejna z opalowanym przeciwległym brzegiem jest idealna. Kilkanaście rzutów pod, pomiędzy a nawet poza te pale. Zmiana kilku różnych przynęt.
Wreszcie wobler wolnotonący, spławiony z nurtem. Gdy linka się prostuje, obrót korbki jeden, może dwa i czuję uderzenie.
Zapinam rybę.
Hol emocjonujący. Raz rybę widzę w powietrzu w całym majestacie.
Zawijam ją do sporego podbieraka. Pierwsza próba nieudana. Drugie podejście po dłuższej chwili.
Jest.... Gówno.
Wyskakuje z podbieraka i znów ucieka na jakieś 5-7m
Ostatni raz.
Umordowana trafia do siatki a ja, roztrzęsionymi z emocji łapami szukam aparatu. Qźwa
. Został w torbie.
Dobrze, że jest srajfon
Trzecie podejście przyzerowałem ale i tak debiut nad Parsętą uważam za bardzo udany.
No. I kto ten wobler wystrugał?