W zwykłym biznesie, służbie zdrowia, szkolnictwie etc., brak konkurencji prowadzi do bylejakości. Podobnie, jeśli chodzi o zarządzanie, mówiąc najogólniej, amatorskim połowem ryb.
Przed w II wojną światową związek, który zrzeszał towarzystwa wędkarskie działające w Polsce był organizacją zbudowaną oddolnie, to znaczy, istniejące już towarzystwa, posiadające osobowość prawną, w celu zabezpieczenia ogólnopolskich interesów powołały Związek Sportowych Towarzystw Wędkarskich. Po wojnie to właśnie tę organizację przemianowano na PZW, ale odebrano wszelkie uprawnienia poszczególnym towarzystwom wędkarskim, całkowicie je uzależniając od ZG PZW. Tak więc obecna sytuacja jest rodem z lat 50-tych, 60-tych. To nie ZG jest dla okręgów, ale okręgi dla ZG. Mamy więc zupełne odwrócenie stanu rzeczy, niż ten, przed wojną. Tamten ład był ukształtowany w sposób naturalny, w rezultacie dostrzeżenia potrzeby racjonalnej gospodarki rybackiej na terenie całego kraju, przy jednoczesnej autonomii prawnej poszczególnych towarzystw. Zorganizowanie się ogólnopolskie było skutkiem potrzeb oddolnych. I to jest właściwa droga.
Być może rzeczywiście przyszedł ten czas, żeby coś zacząć robić, a nie tylko pierdzieć w klawiaturę.