Wbrew tytułowi nie jest to wątek instruktażowy, jak zbudować bombę i wysadzić tamę
Odnoszę się do wczorajszego filmu na National Geographic, a konkretnie do potraktowania osadów dennych. Jestem laikiem w tej materii, ale to mnie zaintrygowało. U nas od czasu do czasu są doniesienia, jak jakiś właściciel MEW spuścił zawartość zbiornika do rzeki i wytruł całą populację ryb. Chodzi o gromadzące się w osadach dennych substancje toksyczne. O tamie we Włocławku mówi się, że gdyby ją zburzyć, to zalegające tam osady denne wybiłyby połowę fauny Bałtyku...
Tymczasem wczoraj na filmie było widać, jak po dwóch dniach od wysadzenia tamy zaczęły w górę rzeki płynąć ryby. Przy tym osady były spłukane w bardzo krótkim czasie - znaczna większość w ciągu pierwszej doby. Niestety w filmie nie było wzmianki o potencjalnym nagromadzeniu w osadach substancji toksycznych, ale wnoszę, że było to brane pod uwagę (stąd na wszelki wypadek wytarto sztucznie część ryb).
Takie postępowanie można być może wytłumaczyć tym, że rzeka płynęła w dzikim rejonie, gdzie nie było zbyt dużo śladów działalności człowieka, które mogłyby doprowadzić do nagromadzenia w osadach substancji toksycznych. Ale może chodzi o coś innego. Ktoś się zna na tym?