alanbelon napisał:
Lowienie z tego dziwadła w zbiorniku którego brzegów nie widać to autodestrukcja.Co rok widuję takich ODWAŻNYCH na Jeziorze Bałtyckim.Tym masochistom i samobójcom podpowiem-kawałek mocnej linki i taboret wyjdzie taniej. A i śsmierć szybsza...Oczywiście nikomu źle nie życzę ale ODWAGA porażająca.
Wszystko trzeba robić z głową. Musimy znać zasady zachowania się na morzu podczas sytuacji zagrożenia bezpieczeństwa (przede wszystkim mieć wiedzę, umiejętności i doświadczenie związane z wodą morską, jak zachować się podczas wywrotki, jak wzywać pomocy - m.in. sygnał SOS, w którym kierunku płynąć jak zerwie się wiatr, itp.). Jak pierwszy raz wypłynąłem miałem taką sytuację, że zerwał się wiatr od brzegu w stronę Grenlandii. Falka się podniosła. Ja cała naprzód. Nogi puchną. Patrzę na wodę a z obserwacji piany utrzymującej się na powierzchni wody wynika, że znosi mnie ale w stronę Vikingów. Co robić? Jeszcze bardziej cała naprzód ale spokojniej i płynniejszymi ruchami, żeby nogi nie "spuchły" i nie dostać skurczu i nie pod wiatr ale skosem względem niego i w stronę mola (mniej się zmęczę i ewentualnie chwycę konstrukcji oraz ktoś mnie zauważy z mola). Wiatr zawsze stara się wykręcić niekorzystnie belkę tak, że wiatr wieje nam w twarz, więc sztuką jest zachować odpowiednie ustawienie zarówno podczas łowienia, jak i przemieszczania się/ewakuacji (plecami do wiatru).
Piana poruszająca się względem mnie w stronę lądu dawała złudne wrażenie, że się oddalam. Wcale to nie nastrajało optymistycznie. Jak wreszcie dobiłem do brzegu i zszedłem z belki okazało się, że w lewym pływaku jest mniej powietrza (ok 20-30% mniej). Podczas zarzucania spinningu zahaczyłem o żyłkę odłożonej muchówki. Jak się poźniej okazało (na brzegu) mucha wbiła się w pływak, żyłka pękła, mucha odskoczyła i nie było widać śladu ani po muszę ani po wbiciu. Dlatego, jeżeli łowimy na dwie wędki, to kotwiczki przynęty odłożonej wędki należy czymś zabezpieczyć (nałożyć np. kawałek korka itp.).
Najlepiej pływać we dwójkę/w kilku. Bliskiej osobie mówimy gdzie jedziemy i ustalamy kiedy będziemy się z nią kontaktować. Telefon naładowany i w wodoodpornej saszetce. Zapisany w telefonie nr do ratowników. Kamizelka to podstawa. Wodoodporna latarka (nadanie SOS jak nas zniesie/zabłądzimy). Kompas lub GPS (na wypadek mgły, nocy). Światła chemiczne. Pompka w belly przygotowana do użycia w razie spadku powietrza w komorze (w sytuacji przypadkowego przebicia balonu kotwiczką). Żarcie wysokokaloryczne. Sprawdzamy prognozę pogody nawet podczas łowienia/przerwy w łowieniu. Nie wypływamy jak mocno wieje. Jak zapowiadają że zacznie wiać to trzymamy się bliżej brzegu. Zanim wypłyniemy pierwszy raz na ryby, pasuje popływać i nauczyć się manewrować szczególnie podczas wiatru - bez umiejętności "napłetwujemy" się podczas zawracania pod wiatr. Dobra kondycja nóg też jest niezbędna. Płetwy mogą spaść ze skarpet wędkarskich śpiochów, wiec lepiej jak zabezpieczymy je przed tym. Możemy wziąć ze sobą dodatkowe środki ratunkowe typu kamizelka pompowana pironabojem, "Pamelka" ratunkowa itp.
Sprawdzamy cały sprzęt po i przed łowieniem. Po łowieniu, napompować belkę i zobaczyć po nocy/przerwie czy nie schodzi powietrze.
Pewnie z raportów Policji wynika, że statystycznie więcej osób ginie w wypadkach samochodowych ale nie ma co na siłę przekonywać do pływania na belce osób, które nie ufają samym sobie, bo właśnie
od nas samych w 99% zależy nasze bezpieczeństwo. Na drodze nasz wpływ na bezpieczeństwo maleje pewnie o połowę.
Pozdro